wszystko pomyśleć i wszystko sobie powiedzieć; stąd niewinność ich i wesołość. Umysł ich, pewien wzajemnego porozumienia, igrał swobodnie; to też, nie robili z sobą ceremonji, zwierzali sobie troski i radości, myśleli i cierpieli pełnem sercem. Urocze delikatności, które czynią z bajki o Dwóch przyjaciołach[1] skarb dla wielkich dusz, były u nich czemś codziennem. Trudność ich w dopuszczeniu nowego przybysza była zrozumiałą: zbyt byli świadomi własnej wielkości i szczęścia, aby je mącić nowym i nieznanym elementem.
Ta federacja uczuć i interesów trwała, bez wstrząśnień i zawodów, dwadzieścia lat. Śmierć jedynie, zabierając im Ludwika Lambert, Meyraux i Michała Chrestien, mogła uszczuplić tę szlachetną plejadę. Kiedy, w r. 1832, ten ostatni padł, Horacy Bianchon, Daniel d’Arthez, Leon Giraud, Józef Bridau, Fulgencjusz Ridal, poszli, mimo niebezpieczeństw tego kroku, zabrać jego ciało z Saint Merri, aby mu oddać ostatnią posługę wobec rozpalonego oblicza polityki. Odprowadzili drogie szczątki, w nocy, na Père-Lachaise. Horacy Bianchon usunął wszystkie trudności, nie cofnął się przed żadnym krokiem; uprosił ministrów, wyznając swą dawną przyjaźń dla poległego federalisty. Wzruszająca ta scena wyryła się w pamięci nielicznych przyjaciół, którzy towarzyszyli pięciu sławnym ludziom. Przechadzając się po tym wykwintnym cmentarzu, ujrzycie nabyty na wieczność kawał ziemi, gdzie wznosi się grób z darni i czarny drewniany krzyż. Na krzyżu wyryte są, czerwonemi literami, dwa słowa: MICHAŁ CHRESTIEN. Jestto jedyny pomnik w swoim stylu. Przyjaciele sądzili, iż temu prostemu człowiekowi trzeba oddać hołd z tąż samą prostotą.
To zimne poddasze urzeczywistniało tedy najpiękniejsze marzenia serca. Tam, bracia, wszyscy jednako tędzy w rozmaitych gałęziach wiedzy, oświecali się wzajem z dobrą wiarą, wyznając sobie wszystko, nawet swoje złe myśli. Wszyscy posiadali olbrzymie wykształcenie i wszyscy doświadczeni byli w próbach nędzy. Raz
- ↑ Powiastka Diderota.