Strona:PL Balzac - Stracone złudzenia.djvu/91

Ta strona została uwierzytelniona.

Lucjan spuścił głowę: przyjaciele mieli słuszność.
— Wyznaję że nie jestem tak silny jak wy, rzekł rzucając im urocze spojrzenie. Nie mam ramion i barków dość krzepkich aby udźwignąć Paryż, walcząc jak bohater. Natura dała nam odmienne temperamenty i zdolności, a wy znacie lepiej niż ktokolwiek kulisy występków i cnót. Jestem już znużony, wyznaję.
— Będziemy cię podtrzymywać, rzekł d’Arthez: to właśnie rola przyjaźni.
— Pomoc jaką otrzymałem jest znikoma, jesteśmy wszyscy w biedzie; niebawem, potrzeba znowu mnie przyciśnie. Chrestien, wynajmujący przygodnie swe pióro, nie ma wpływów w księgarstwie. Bianchon jest poza kręgiem tego rodzaju spraw. D’Arthez zna jedynie firmy naukowe i specjalne; Leon, Fulgencjusz Ridal i Bridau pracują w sferze idej, będących o sto mil od wszelkiego handlu. Muszę się zdobyć na decyzję.
— Trzymaj się naszej: cierpieć! rzekł Bianchon; cierpieć mężnie i ufać pracy!
— Ale to, co dla was jest cierpieniem, dla mnie jest śmiercią, rzekł żywo Lucjan.
— Nim kur po trzykroć zapieje, rzekł z uśmiechem Leon Giraud, ten człowiek zdradzi pracę dla lenistwa i grzechów Paryża.
— Dokąd praca was zaprowadziła? rzekł Lucjan, śmiejąc się.
— Kiedy się jedzie z Paryża do Włoch, nie spotyka się Rzymu w pół drogi, rzekł Józef Bridau. Dla ciebie, groszek zielony powinien rosnąć już przyrządzony na maśle.
— Ten cud dzieje się tylko dla pierworodnych synów parów Francji, rzekł Michał Chrestien. Ale my, biedacy, siejemy groszek sami, podlewamy go i lepiej nam smakuje.
Rozmowa zeszła na żartobliwe tory; zmieniono przedmiot. Te przenikliwe umysły, te delikatne serca starały się zatrzeć małą sprzeczkę w pamięci Lucjana, który, od tego czasu, zrozumiał jak trudno ich oszukać. Stopniowo ogarniała go rozpacz, którą starannie ukrywał przyjaciołom, uważając ich za nieubłaganych mento-