Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/100

Ta strona została skorygowana.

pan! Jeżeli taka kobieta kocha i jeżeli popełnia szaleństwa, to na usprawiedliwienie swoje musi miéć coś prawdziwie wielkiego! Daruj mi pan zbytek logiki, tak niezwykły u osób mojéj płci, ale dla pańskiego szczęścia i dla mego — dodała z figlarnym ukłonem — nie chciałabym, żebyśmy się mylili co do naszéj wartości i żebyś pan mógł uważać pannę de Verneuil, anioła czy szatana, pannę czy mężatkę, za łatwą do złowienia na zdawkowe komplementa...
— Pani — odpowiedział margrabia, którego zdziwienie choć ukryte, było niemałém i który niezwłocznie téż powrócił do manier wielko-światowych — błagam cię, wierz mi, że gotów jestem uważać cię, jak tego sama sobie życzyć będziesz, albo, za osobę wielce dystyngowaną, pełną serca i wzniosłych uczuć, albo za... poczciwą dziewczynę... Pozostawiam to pani do wyboru.
— Żądam od pana tylko, ażebyś mi zostawił moje incognito — odparła wesoło. Zresztą maska moja lepiéj się trzyma, niż pańska i wolę jéj nie zdejmować, choćby tylko dla przekonania się o szczerości tych, którzy mi mówią o uczuciu... Nie zapędź się pan ze mną zadaleko. Słuchaj pan — rzekła, chwytając go gwałtownie za rękę — gdybyś zdołał dowieść mi prawdziwéj miłości, nie byłoby siły ludzkiéj tyle potężnéj, żeby nas rozłączyć była w stanie! Tak, pragnęłabym wspólnictwa w jakiéjś prawdziwie wielkiéj egzystencyi ludzkiéj, chciałabym spoić się z jaką olbrzymią ambicyą, z jakiémiś wielkiemi projektami i ideami. Serca szlachetne nie znają zdrady, gdyż posiadają olbrzymią siłę. Byłabym więc wiecznie kochaną, wiecznie szczęśliwą. Ale czyż zato nie byłabym wiecznie gotową uczynić ze siebie stopień dla wzniesienia człowieka, któryby miłość moję posiadał, poświęcić się dla niego, wszystko dla niego znieść, kochać go zawsze, nawet wtedy, gdyby on mię kochać przestał! Nigdy nikomu nie mogłam wypowiedziéć moich pragnień serdecznych ani namiętnych wybuchów egzaltacyi, która mię pożera... Nigdy żadnemu sercu nie śmiałam powierzyć żądań mojego serca, ale panu mogę o tém mówić, ponieważ rozstaniemy się, jak tylko znajdziemy się na bezpiecznym dla nas gruncie.
— Rozstaniemy się?... Nie! nigdy! — wykrzyknął zelektryzowany dźwiękami téj duszy potężnéj, zdającéj się walczyć w sobie z jakąś olbrzymią ideą.
— Jesteś pan chociaż wolny? — zapytała rzucając nań spojrzenie wzgardliwe, które go w jego własnych oczach przygniotło do ziemi.
— O! co do tego, niéma wątpliwości... Oprócz wyroku śmierci, który na mnie cięży, nic niéma, coby mi odbierało swobodę.
Marya mówiła daléj z wyrazem pełnym goryczy:
— Gdyby to wszystko nie było snem, jakże piękném byłoby