Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/115

Ta strona została skorygowana.

dno-żółtych, aby uznać, ile jest prawdy w tém porównaniu, jakie na myśl przywodził widok owéj pustki ciemnéj i posępnéj. Te rozwodzące się głazy, te okna bez szyb, ta wieża bez balustrady fortecznéj, te dachy podziurawione nadawały zamczysku istotnie pozór szkieletu; ptaki drapieżne, które uleciały z krzykiem, dodawały jeszcze jeden rys więcéj podobieństwu!.
Kilka pięknych i wysmukłych sosen po-za gmachem kołysało ciemno-zielone swe igły ponad dachem a kilka świerków, przytulonych po bokach, ubierało je w smutne festony, podobne do pogrzebowych obić. Nakoniec kształt drzwi i bram, trywialność ornamentów, brak jednolitości w całéj budowie, wszystko to okazywało i dowodziło, że była to jedna z tych twierdz feudalnych, któremi szczyci się Bretania może nawet i słusznie, gdyż tworzą one na tym gallijskim gruncie rodzaj pomnikowéj historyi zamierzchłéj, poprzedzającéj okres powstania monarchii.
Panna de Verneuil, w której wyobraźni zamek budził zawsze kształty pewnego stałego modelu, uderzona ponurą fizyognomią obrazu, lekko wyskoczyła z karetki i poczęła podziwiać go przez chwilę z przerażeniem, myśląc o tém, co począć miała w przyszłości? Fanszeta dostrzegła w oczach pani du Gua wyraz niezmiernéj radości, gdy się znalazła w bezpieczném przed Błękitnemi miejscu, i okrzyk przestrachu wydarł się z jéj piersi, gdy ciężka brama zamkowa zawarła się za podróżnemi i gdy obaczyła się w obrębie téj naturalnéj twierdzy. Margrabia de Montauran podbiegł szybko ku pannie de Verneuil, odgadując myśli, które ją w téj chwili dręczyły.
— Zamek ten — rzekł z pewnym odcieniem smutku — został zniszczony przez wojnę, jak projekta, które budowałem dla naszéj przyszłości, przez panią...
— Jakto? — zapytała zdziwiona.
— Czyż jesteś pani „kobietą młodą, piękną, szlachetną i rozumną“? — rzekł z ironią, powtarzając słowa, któremu ona rzuciła w zalotnéj rozmowie na drodze.
— Któż panu powiedział, że tak nie jest?
— Przyjaciele, godni wiary, których obchodzi moje bezpieczeństwo i którzy czuwają nad tém, aby odwrówić ode mnie zdradę.
— Zdradę! — rzekła z wyniosłém szyderstwem. Czyż Alençon i Hulot są już tak daleko? Brak panu pamięci, a jest-to niebezpieczna wada dla naczelnika partyi! Ale jeżeli przyjaciele — dodała z wysoką impertynencyą — panują tak wyłącznie nad pańskiém sercem, trzymaj się pan swoich przyjaciół. Niéma nic słodszego na świecie nad rozkosz przyjaźni. Ja żegnam pana; ani ja, ani żołnierze Rzeczypospolitéj nie wejdą tutaj.