Margrabia de Montauran postąpił śpiesznie ku nim i nakazującym giestem ręki zalecając im milczenie, wskazał na podwórze, dokąd właśnie wchodzili żołnierze republikańscy. Na widok błękitnych mundurów z czerwonemi wyłogami, tak dobrze im znanych i błyszczących bagnetów, zdumieni spiskowcy zawołali:
— Czy przybywasz dlatego, aby nas zdradzić?
— Nie ostrzegałbym was o niebezpieczeństwie — odparł margrabia z gorzkim uśmiechem. Ci Błękitni — dodał po chwili — stanowią eskortę téj młodéj damy, któréj szlachetność cudownym sposobem wybawiła mnie z strasznego niebezpieczeństwa, w jakie popadłem w pewnéj oberży w Alençon. Opowiem wam późniéj tę historyę. Pani ta i jéj eskorta mają moje słowo honoru i winni być traktowani, jako przyjaciele.
Pani du Gua i Fanszeta zeszli się tymczasem w przedsionku; margrabia znowu podał ramię pannie de Verneuil; grupa młodych ludzi wyższego pochodzenia, którzy oczekiwali na Garsa w zamku Vivetière, rozstąpiła się, tworząc szpaler dla przepuszczenia młodéj pary, a każdy starał się dojrzéć rysów nieznajomej; pani du Gua bowiem zdołała już za pomocą kilku ukradkiem przesłanych sygnałów rozbudzić ogólną ciekawość.
W pierwszéj sali panna de Verneuil spostrzegła stół nakryty z prawdziwą elegancyą i przygotowany na dwudziestu współbiesiadników. Sala ta łączyła się z obszernym salonem, w którym niebawem znalazło się całe towarzystwo. Obie izby licowały ze sobą wybornie w zniszczeniu i zaniedbaniu z zewnętrznym stanem zamku. Starożytne ozdoby z drzewa orzechowego, politurowane, przedstawiały się w kształtach grubych i nie obrobionych, wydatne wprawdzie, lecz nie piękne; były one przytém popaczone i zdawały się grozić upadkiem. Kolor ich ciemny dodawał jeszcze wejrzenia smutnego téj sali, pozbawionéj zwierciadeł, obić i firanek, w któréj trochę odwiecznych i zniszczonych mebli godziło się z tłem ogólnéj ruiny.
Marya spostrzegła na stole porozkładane mapy gieograficzne i plany, daléj w rogach salonu porozrzucane szable i nagromadzone karabiny. Wszystko świadczyło, że przybycie ich przerwało ważną konferencyę naczelników powstania wandejskiego z naczelnikami Szuanów. Margrabia zaprowadził pannę de Verneuil do ogromnego spróchniałego fotelu pod kominkiem, a Fanszeta umieściła się po-za swą panią, opierając się o poręcz tego starożytnego mebla.
— Pozwoli mi pani opuścić się na chwilę? Muszę spełnić urząd gospodarza domu — rzekł margrabia, pozostawiając obie nieznajome i wmieszał się pomiędzy grupy swoich gości.
Uważna Fanszeta dostrzegła, jak na kilka słów Montaurana
Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/118
Ta strona została skorygowana.