Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/119

Ta strona została skorygowana.

wszyscy poczęli usuwać broń i ukrywać mapy i plany, wogóle chować wszystko, co mogłoby obudzić podejrzenie republikańskich oficerów. Niektórzy z nich pozdejmowali nawet z siebie szerokie pasy z bawoléj skóry, w których ukrywały się noże i pistolety. Margrabia zalecił największą ostrożność i dyskrecyę i wyszedł, tłomacząc się potrzebą przyjęcia niewygodnych gości, jakich mu los nastręczył.
Panna de Verneuil, odwrócona do kominka, grzała zziębnięte swe nogi i pozwoliła Montauranowi odejść, nie obejrzawszy się nawet, myśląc w ten sposób zawieść oczekiwania wszystkich, którzy pragnęli gorąco lepiéj ją obaczyć. Tak więc Fanszeta sama tylko była niemym świadkiem zmiany, jaką spowodowało wyjście naczelnika. Wszyscy obecni ugrupowali się dokoła tajemniczéj pani du Gua, a podczas dosyć długiéj sekretnéj z nią rozmowy, każdy z nich kilkakrotnie nie omieszkał obejrzéć się w kierunku kominka i obu nieznajomych kobiet.
— Znacie Montaurana — mówiła im — w jednéj chwili zabałamucił się w téj dziewczynie. Wiecie także, że z moich ust najlepsze rady ma w podejrzeniu. Przyjaciele, których widzieliśmy w Paryżu, panowie de Valois i d’Esgrignon, d’Alençon, uprzedzili go o zasadzce, jaką nań gotują przy pomocy jakiéjś kobiety: a on, nie zważając na nic, lgnie do pierwszéj, jaką spotyka, i to do nędznicy jakiéjś, która według zebranych przeze mnie objaśnień przybiera imię wielkiéj rodziny, aby je zhańbić, która...
Kobieta, mówiąca to, w któréj rozpoznać nietrudno jednę z tych, które kierowały powstaniem Szuanów, w opowieści téj zachowa i nadal nazwisko, jakie posłużyło jéj do uratowania się z niebezpieczeństwa w Alençon. Odkrycie prawdziwego jéj nazwiska mogłoby tylko obrazić szlachetną rodzinę, i tak mocno zasmuconą wybrykami téj awanturnicy, będącej zresztą przedmiotem innéj opowieści.
Niedługo téż pod wrażeniem słów pani du Gua ciekawość ogólna, przejmująca do głębi całe towarzystwo, nabrała cech impertynencyi a nawet nieprzyjaznego usposobienia. Kilka niemiłych, głośno wyrzeczonych wyrazów dobiegło uszu Fanszety, która ostrzegłszy po cichu swoję panią, schroniła się we framugę okna.
Marya powstała, zwróciła się twarzą do wzburzonych grup i spojrzała na tych, po większéj części młodych ludzi, wyniośle a nawet wzgardliwie. Piękność jéj, szlachetne ruchy i duma, jaka odbijała się w jéj spojrzeniu, zmieniły znów w jednéj chwili usposobienie jéj nieprzyjaciół i wywołały szmer podziwu dla niéj, który się wyrywał mimowoli.
Dwóch albo trzech z tych mężczyzn, których maniery zewnętrz-