Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/128

Ta strona została skorygowana.

syć już, Pille-Miche, dosyć tego! — zawołał ktoś głosem przyciszonym. Głos ten Fanszeta poznała.
— Alboż nie będą spali? — odparł Pille-Miche, śmiejąc się głupowato. Ale nie boisz ty się, żeby się Gars nie rozgniewał? — dodał tak cicho, że go Fanszeta dosłyszéć nie mogła.
— No! to się pogniewa trochę — odrzekł półgłosem Marche-a-Terre, a co wybijemy Błękitnych, to wybijemy. Patrzajno! tę karetkę trzeba wtoczyć...
Pille-Miche pochwycił za dyszel a Marche-a-Terre za jedno z kół z taką szybkością i siłą, że w jednéj chwili Fanszeta znalazła się w wozowni i mogła zostać w niéj zamkniętą, zanim zdołała się namyśléć nad tém nowém położeniem.
Pille-Miche wyszedł znowu, aby pomódz wynieść beczkę cydru, którą margrabia kazał uczęstować eskortę, Marche-a-Terre zaś przeciskał się około karetki ku drzwiom, chcąc także wyjść i drzwi zamknąć za sobą, gdy wtém poczuł na sobie nagle rękę, która pochwyciła za bujne kudły jego koziéj skóry. Obejrzał się i poznał te oczy, których słodycz wywierała na niego wpływ magnetyczny. Stał przez chwilę jak oczarowany. Fanszeta wyskoczyła nagle z dyliżansu i zapytała go tym tonem napastniczym, z którym tak dobrze bywa kobiecie rozgniewanéj.
— Piotrze! jakie wiadomości dałeś w drodze téj pani i jéj synowi? Co się tu robi? Czego się kryjesz? Mów; chcę wszystko wiedziéć!
Słowa te wywołały na twarz Szuana wyraz, jakiego Fanszeta nigdy dotąd nie widziała. Bretończyk pochwyciwszy swą niewinną kochankę za rękę, wyprowadził ją gwałtownie przed drzwi wozowni, i tam, obróciwszy ją ku srebrnemu światłu księżyca, odrzekł, wpatrując się w nią strasznemi oczyma:
— Dobrze, do pioruna! Fanszeto, dobrze, powiem ci wszystko, ale mi wprzód przysięgniesz na ten różaniec (i wydobył z kieszeni swego skórzanego okrycia stary jakiś różaniec), na tę relikwią, którą znasz dobrze — dodał — że mi odpowiesz prawdę na jedno tylko pytanie.
Fanszeta zarumieniła się, spostrzegłszy różaniec, który był podobno zakładem ich miłości.
— Tak — dodał Szuan cały drżący — na ten sam różaniec, kiedyś przysięgłaś...
Nie dokończył. Wieśniaczka położyła mu rękę na ustach, zmuszając do milczenia swego dzikiego kochanka.
— Czy chcesz koniecznie, żebym przysięgła? — zapytała.
Wziął ją łagodnie za rękę i popatrzywszy na nią przez chwilkę, zapytał: