Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/129

Ta strona została skorygowana.

— Powiedz, czy ta pani, któréj służysz, jest rzeczywiście panną de Verneuil?
Fanszecie ręce opadły, spuściła oczy, zbladła i pozostała nieruchomą.
— To publiczna jakaś dziewka! — zawołał Marche-a-Terre strasznym głosem.
I znowu drobna rączka Fanszety zakryła mu usta. Tym razem jednak uchylił się gwałtownie. Biedna Bretonka nie widziała już przed sobą kochanka, lecz jakieś zwierzę drapieżne w całéj swéj grozie. Brwi Szuana ściągnęły się mocno, wargi wykrzywiły i zadrgały, pokazał zęby, jak pies, który broni swojego pana.
— Zostawiłem cię kwiatem, a zastałem zgnilizną! Ach! nacóżem cię opuszczał? Wyście tu przybyły nas zdradzić! Przybyłyście wydać Garsa!
Raczéj wyszczekał to, niż powiedział. Fanszeta, choć przerażona, na ten ostatni wyrzut podniosła głowę i śmiało skierowawszy na wściekłego Szuana anielskie swoje oczy, odpowiedziała:
— Jak pragnę zbawienia, to fałsz! To się przywidziało twojéj pani!
Teraz on spuścił oczy. Ona wzięła go za rękę, przysunęła się do niego z przymileniem i rzekła:
— Piotrze! po co my oboje w tych wszystkich sprawach? Słuchaj! ja nie wiem, jak ty możesz w tém co rozumiéć, bo ja nic nie rozumiem! Ale pamiętaj, że ta piękna i szlachetna pani — to moje dobrodziejka! Więcéj ci powiem nawet: to nasza dobrodziejka; żyjemy ze sobą jak dwie siostry. Nigdy nic złego stać się jéj niepowinno tam, gdzie ona z nami i póki my żyjemy! Przysięgnij ty mnie teraz! Tutaj tylko tobie ufam jednemu...
— Ja tu nie rządzę — odparł Szuan z gniewem.
Twarz jego zasępiła się mocno. Ona wzięła go za wielkie jego uszy i poczęła głaskać łagodnie, jak kota.
— No to przyrzeknij mi — zaczęła znowu, widząc go mniéj wzburzonym — że dla bezpieczeństwa naszéj dobrodziejki użyjesz całéj władzy, jaką tu masz.
Poruszył głową, jakby wątpił o powodzeniu, a giest ten przeraził biedną Bretonkę.
W téjże chwili eskorta weszła na groblę. Kroki żołnierzy i chrzęst broni rozbudziły echa wśród podwórza i zdawały się skłaniać Szuana do powzięcia stanowczéj decyzyi.
— Uratuję może twoję panią — rzekł do swjé kochanki — jeżeli będziesz w stanie zatrzymać ją w pałacu i nie dozwolisz jéj wychodzić na podwórze. A ty — dodał — cokolwiek stać się może, zostań tam razem z nią i milcz, jak ryba. Bez tego nic!