Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/130

Ta strona została skorygowana.

— Przyrzekam ci — odpowiedziała przerażona.
— No, to wracaj do pokoju, a ukryj strach twój nawet przed twoją panią.
— Dobrze.
Ścisnęła rękę Szuana i pobiegła ku domowi z lekkością ptaka; Marche-a-Terre patrzył za nią wzrokiem po ojcowsku pobłażliwym. Za chwilę potém wsunął się w płot, jak aktor, chowający się za kulisy w chwili, gdy się podnosi zasłona. A scena miała być tragiczną.
— Wiesz co, obywatelu Merle, że ta niewesoła okolica wydaje mi się istną pułapką — zauważył Gérard, wchodząc na podwórze.
— I mnie się tak widzi — odparł kapitan nie bez śladów zakłopotania.
Obaj oficerowie pośpieszyli zaciągnąć warty dla zabezpieczenia się od strony bramy i grobli, potém rzucili okiem nieufném na brzegi jezior i smutny krajobraz.
— Cóż robić? — rzekł Merle. — Tu trzeba miéć zupełne zaufanie, albo nie wchodzić wcale.
— Wejdźmy — odpowiedział Gérard.
Żołnierze na rozkaz komendanta, uwolnieni z szyku bojowego, pośpieszyli ustawić broń w kozły i rozgospodarowali się właśnie przed ową wielką matą ze słomy, na środku któréj Szuanie umieścili beczkę z jabłecznikiem bretońskim. Rozdzielili się na grupy a dwaj wieśniacy poczęli rozdawać pomiędzy nich chleb żytni i masło. Margrabia de Montauran wyszedł naprzeciw oficerów i wprowadził ich do salonu. Gdy Gérard wszedł do przedsionka, odwrócił się i jeszcze raz badał okiem całą przestrzeń, jaką spojrzenie objąć zdołało. Potém zawołał dwóch żołnierzy, Beau-Pied’a i Clef de Coeurs’a.
— Pójdziecie mi we dwóch na rekonesans. Zwiedzić ogród i przetrząść płoty. Rozumiecie? Potém przed frontem obozu postawić wartę.
— A czy możemy przedtém zapalić ognisko, poruczniku? — za pytał Clef-des-Coeurs.
Gérard skinął głową.
— Wiesz ty, Clef-des-Coeurs — rzekł Beau-Pied, że to nie żarty, i że porucznik nie nadto jest ostrożny. Och! gdyby tu był Hulot, nie wlazłby on w to gniazdo os. Siedzimy tu, jak w kotle jakim...
— Brednie pleciesz — odparł Clef-des-Coeurs. Jakto, ty frant nad frantami, i nie domyślasz się, że ta rudera, to jest właśnie zaczarowany pałac téj miłéj osóbki, około któréj uwija się nasz gorący kapitan Merle, perła kapitanów! I on się z nią ożeni, kochan-