Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/132

Ta strona została skorygowana.

madzenie, niezmiernie w takich okolicznościach ciekawe, a które ona do pewnego stopnia z sprzecznych żywiołów skupiła, dzięki kobiecéj lekkomyślności, przywykłéj do swobodnego traktowania wszystkiego w najgroźniejszych nawet chwilach życia. Dwaj oficerowie republikańscy imponowali charakterem fizyognomii całemu otoczeniu dowódców królewskiéj armii. Długie ich włosy, ściągnięte od skroni ku tyłowi głowy i związane w długie harcapy na karku, uwydatniały na ich czołach te linie szlachetne, które nadają młodym twarzom tyle męskiéj piękności. Ich niebieskie mundury wytarte, z czerwonemi wyłogami, dobrze zbrukanemi, wszystko aż do szlif, nieco w tył odrzuconych w skutek długiego marszu, zdradzało w tych dwóch wojskowych pewną wyższość ponad wszystkiemi, którzy ich otaczali. Tam jest naród! tam wolność! pomyślała, a potém, zwracając spojrzenie na królewskich, rzekła do siebie: — A tam człowiek jeden, król, przywileje!
I nie mogła powstrzymać się od pewnéj admiracyi dla kapitana Merle, który wesołością swą i humorem przy postaci marsowéj stanowił prawdziwy typ, jaki sobie wymarzyć można, francuskiego żołnierza, który pod gradem kul jeszcze piosnkę śpiewa i który nawet z padającego niezręcznie kolegi na polu bitwy zażartować potrafi. Gérard zato imponował wszystkim powagą swoją i zimną krwią. Widać było w nim całym, w oczach jego i ruchach nawet, ducha prawdziwie republikańskiego. Takim duchem ożywionych można było podówczas napotkać mnóstwo w armii francuskiej, która przywykłszy do szlachetnych, choć niegłośnych poświęceń, nabrała energii i siły dotąd nieznanéj.
— Oto jeden z tych ludzi o głębokich poglądach — myślała w duchu panna de Verneuil. Ludzie ci oparci na teraźniejszości, którą okiełznali, burzą przeszłość, ale na korzyść przyszłości...
Myśl ta zasmuciła ją, gdyż nie odnosiła się do jéj kochanka, ku któremu zwróciła się teraz Marya, jakby mszcząc się za myśl obcą, przelotną, myślą o nim, o uwielbieniu, jakie czuła dla niego, i nienawiści, jaką czuć musiała stąd dla Rzeczypospolitéj. Widziała margrabiego, otoczonego temi ludźmi, pełnemi fantazyi i rozliczającemi się z przyszłością i mającymi dosyć odwagi, ażeby walczyć ze zwycięską Rzecząpospolitą w nadziei wskrzeszenia zmarłéj monarchii, odbudowania religii położonéj na indeksie, przywrócenia książąt, w téj éepoce włóczęgów, i odświeżenia przywilejów zestarzałych. Ten znowu — myślała — niemniéj jest ponętnym, jak tamten! Ten z przeszłości chce przyszłość zbudować. Umysł jéj przepełniony myślami wahał się w téj chwili pomiędzy staremi i młodemi ruinami. Sumienie głośno do niéj wołało, że jeden z nich walczy za sprawę jednego człowieka, drugi za kraj, ale doszła już impul-