Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/136

Ta strona została skorygowana.

wionych, dodał: Zamordować tak podle i nazimno tylu niewinnych!
— Tak podle i na zimno zamordowany był Ludwik XVI! — odpowiedział żywo margrabia.
— Panie — odparł dumnie Gérard — w procesie, który naród królowi wytacza, są tajemnice, których nigdy zrozumiéć nie zdołasz.
— Zbrodnią jest oskarżać króla! — wrzasnął margrabia, nie mogąc się powstrzymać.
— Zbrodnią jest walczyć przeciw Francyi! — odparł Gérard ze wzgardą.
— Głupstwo! — krzyknął margrabia.
— Matkobójstwo! — zawołał republikanin.
— Królobójstwo! — zawtórzył żołnierz królewski.
— Na co się zdało rozpoczynać dyskusyę wobec śmierci? Nie dadzą ci skończyć! — wtrącił Merle z piekielnym humorem.
— To prawda — rzekł spokojnie Gérard, zwracając się do Montaurana. — Panie! jeżeli zamiarem twoim jest zamordować nas również, zrób nam przynajmniéj tę łaskę, niechaj to będzie prędko...
— Zawsze ten sam! — zawołał kapitan, zawsze mu się spieszy. — Ależ mój drogi Gérardzie, kiedy kto się wybiera w daleką drogę i nie ma już nadziei śniadania, to zjada przynajmniéj dobrą kolacyą!
Gérard jednym skokiem stanął pod murem. Pille-Miche zwrócił ku niemu lufę karabinu, oczekując znaku od nieruchomego Montaurana, po chwili jednak, biorąc milczenie za rozkaz, wystrzelił i oficer padł nieżywy, jak drzewo podcięte. Marche-a-Terre pobiegł ku trupowi dla podzielenia się z Pille-Michem nową zdobyczą. Jak dwa kruki zgłodniałe pokłócili się i nad ciepłemi jeszcze zwłokami rozległy się dzikie wrzaski.
— Jeżeli pan masz apetyt i pragniesz dokończyć kolacyi, to proszę ze mną — rzekł Montauran do Merle’a, którego postanowił zatrzymać, jako zakładnika do wymiany.
Kapitan wszedł machinalnie za margrabią do salonu, szepcząc pocichu do siebie, jakby czynił sobie wyrzuty: To ta dyabelska dziewka jest wszystkiego przyczyną! Co Hulot na to powie?
— Dziewka! — krzyknął, powtarzając wyraz, margrabia. Więc to istotnie podła dziewka?
Montaurana zabiło to słowo. Szedł on za Merlem blady, zmieniony, z oczyma w słup postawionemi, krokiem niepewnym i chwiejnym.
W jadalnéj sali odegrała się inna straszna scena, która w nieobecności margrabiego przybrała tak okropny charakter, że Marya nie widząc swego jedynego protektora, w okrutnym wzroku swéj