Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/138

Ta strona została skorygowana.

mocy obywatelce Maryi de Verneuil i podlegać rozkazom, Jakieby im wydać mogła, każdy w tém, co się jego dotyczy etc. etc.“

— Zakulisowa gwiazda śmie przybierać nazwisko szlachetnéj rodziny, aby je kalać w błocie! — wykrzyknęła pani du Gua, skończywszy czytanie.
Na twarzach wszystkich malowało się zdziwienie i niepewność.
— Nierówna będzie walka, jeżeli Rzeczpospolita wysyła takie piękne kobiety przeciwko nam — zauważył wesoło baron du Guénic.
— Szczególniéj, jeżeli te kobiety nie mają nic do stracenia — dodała pani du Gua.
— Nic? — zawołał kawaler du Vissard — przecież panna ma kapitał, który jéj musi przynosić grube dochody!
— Rzeczpospolita widać lubi żarty, kiedy nam przysyła publiczne dziewczęta za ambasadorów — wykrzyknął ojciec Gudin.
— Na nieszczęście jednak pannie podobało się szukać tak niebezpiecznych rozkoszy, od których do śmierci niedaleko — rzekła pani du Gua z wyrazem przerażającéj radości na twarzy, który wskazywał, że pragnie już kres położyć wesołym żartom.
— Dziwię się, że pani jeszcze żyjesz! — zawołała ofiara, podnosząc oczy po poprawieniu nieładu w toalecie, sprawionego przez napastnicę.
Ten ostry przycinek do przeszłości strasznéj téj kobiety obudził pewne uszanowanie dla dumnéj ofiary i nakazał milczenie całemu towarzystwu. Pani du Gua dostrzegła na ustach kilku dowódców powstania pewien uśmiech przelotny, którego ironia jeszcze bardziéj ją rozwścieklała, i w uniesieniu gniewu, nie widząc wchodzącego Montaurana z kapitanem, krzyknęła do stojącego już we drzwiach Pille-Miche’a:
— Pille-Miche, zabieraj ją! to moja część łupu! Daruję ci ją, możesz z nią zrobić wszystko, co ci się podoba.
Na ten wyraz wszystko całe zgromadzenie zadrżało, gdy ohydne twarze Pille-Miche’a i Marche-a-Terre’a ukazały się ich oczom, a tortury, jakie w téj chwili przenosić musiała nieszczęśliwa ofiara, uprzytomniły się w umysłach wszystkich.
Fanszeta stojąc z rękami złożonemi, z oczyma pełnemi łez, zdawała się, jakby piorunem rażona. Panna de Verneuil, która w niebezpieczeństwie odzyskała całą przytomność umysłu, spojrzała po otoczeniu wzrokiem wzgardy, wydarła list z rąk pani du Gua i z podniesioną głową, z okiem suchém, chociaż płonącém, rzuciła się ku drzwiom, przy których stała szpada kapitana Merle.
W drzwiach tych spotkała margrabiego, zimnego i nieruchomego, jak posąg. Nic nie zdradzało litości dla niéj w tych rysach