Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/139

Ta strona została skorygowana.

surowych i sztywnych. Zraniona w najdroższych swoich uczuciach pragnęła tylko śmierci, życie stało się jéj wstrętném. Człowiek, który jéj tyle okazywał miłości, słyszał i widział wszystkie pociski, któremi ją dotknięto, i stał tu, jako świadek lodowaty wstydu, jakiego doznała, gdy wdzięki, które kobieta tylko miłości odkrywa, rzucone zostały na pastwę oczu wszystkich. Możeby przebaczyła Montauranowi jego uczucie pogardy, ale oburzała się na myśl, że w oczach jego, a więc za jego zezwoleniem to wszystko stać się mogło. Spojrzała nań wzrokiem pełnym nienawiści i wściekłości, czuła już bowiem rodzące się w sercu straszne pragnienie zemsty. Czując śmierć bliską, dusiła się swoją bezsilnością i w głowie jéj podniósł się jakby pierwszy zamęt szaleństwa, burząca się w niéj krew ukazywała jéj świat cały w płomieniach, i w tym szale, zamiast się zabić, pochwyciwszy szpadę, wstrząsnęła nią po-nad głową margrabiego i utopiła ją w nim aż do rękojeści!...
Ale ostrze szpady zsunęło się między ramieniem i bokiem. Gars pochwycił ją za rękę powyżéj dłoni i wyprowadził za drzwi sali przy pomocy Pille-Miche’a, który rzucił się na tę istotę rozszalałą, w chwili, gdy chciała zabić margrabiego. Na ten widok Fanszeta poczęła krzyczéć: Piotrze! Piotrze! Piotrze! i z wielkim głośnym płaczem wybiegła za swoją panią.
Margrabia, pozostawiwszy całe towarzystwo w niemém osłupieniu, zamknął drzwi za sobą. Wchodząc na taras przedsionka, trzymał jeszcze w dłoni rękę téj kobiety ściskając ją konwulsyjnie, podczas gdy grube palce Pille-Miche’a łamały jéj prawie kości ramienia. Ona jednak czuła tylko palącą rękę młodego gienerała, na którego zimno spojrzała, mówiąc:
— Boli mnie, panie.
Za całą odpowiedź margrabia długo w nią się wpatrzył:
— Czy i pan masz coś do pomszczenia w sposób tak podły, jak ta kobieta? zapytała. Potém spostrzegając rozciągnięte na słomie trupy, zawołała z drżeniem grozy:
— Słowo szlachcica! Cha! cha! cha! Po tym wybuchu strasznego śmiechu dodała: — Piękny dzień!
— Tak, piękny — odparł — i bez jutra!
Puścił rękę panny de Verneuil, popatrzywszy jeszcze przeciągłém spojrzeniem na tę samę istotę, któréj wyrzec się było dla niego prawie niepodobieństwem. Żaden z obu dumnych umysłów nie chciał uledz. Margrabia czekał może i szukał łzy w jéj oczach, ale piękne źrenice młodéj kobiety pozostały suche i pełne wzgardy. Odwrócił się szybko, pozostawiając ofiarę w rękach Pille-Miche’a.
— Bóg mię wysłucha, margrabio, a ja go prosić będę dla ciebie o jeden piękny dzień bez jutra!