Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/140

Ta strona została skorygowana.

Pille-Miche zaambarasowany tak piękną zdobyczą, ciągnął ją z łagodnością, w któréj mieszała się ironia z szacunkiem. Margrabia westchnął, wszedł do sali i pokazał się gościom swoim z twarzą podobną do twarzy trupa, któremu oczu zapomniano zamknąć.
Obecność kapitana Merle stawała się niewytłomoczoną dla aktorów téj tragiedyi; to téż wszyscy spoglądali na niego ze zdziwieniem, porozumiewając się i zapytując wzrokiem nawzajem. Merle zauważył to zdziwienie Szuanów i, nie wychodząc ze swego charakteru, rzekł do nich ze smutnym uśmiechem:
— Nie myślę, żebyście panowie odmówić chcieli szklanki wina człowiekowi na ostatniéj stacyi w podróży życia.
W téj właśnie chwili, kiedy całe zgromadzenie uspokoiło się temi słowami wyrzeczonemi z prawdziwie francuską trzpiotowatością, która musiała się podobać Wandejczykom, Montauran powrócił do sali, a blada twarz jego, skołowaciałe oczy, przeraziły wszystkich gości.
— Zobaczycie panowie, że umarły jeszcze wszystkich rozrusza.
— Ach! — odezwał się margraaia z takim giestem, jak gdyby ze snu się budził i nie wiedział, co mówi — to pan, kochany kapitanie!
I podał mu butelkę wina Grave ze szklanką.
— O! dziękuję, margrabio, mogłoby mię to odurzyć.
W jego sytuacyi żarty te dziwnie wydawały się jaskrawemi. Pani du Gua zniecierpliwiona odezwała się do współbiesiadników:
— No, dosyć tego, oszczędźmy mu zwłoki.
— Jesteś pani nazbyt okrutna w swoich zemstach — rzekł kapitan. Zapominasz pani o moim koledze zamordowanym. Czeka on na mnie, a ja nie mam zwyczaju nie stawić się tam, gdzie mnie czekają.
— Kapitanie! — odezwał się margrabia, rzucając mu swoję rękawicę — jesteś wolny. Oto paszport dla ciebie. Strzelcy królewscy znają się na myśliwstwie, wiedzą, że nie można do szczętu niszczyć zwierzyny.
— Niech będzie i tak — odpowiedział Merle — ale prawdę mówiąc, źle robicie, panowie, darowując mi życie. Ręczę wam, że ostro się do was wezmę i nikomu nie daruję. Możesz, panie margrabio, być bardzo zręcznym, ale nie wart jesteś Gérarda. Chociaż głowa twoja nie zapłaci mi za jego głowę, ale muszę ją miéć i będę miał.
— Więc się zapewne panu bardzo śpieszy? — zapytał Montauran.
— Żegnam was, obywatele — odparł kapitan, już prawie we