Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/143

Ta strona została skorygowana.

Usłyszawszy ten wykrzyknik, Fanszeta odzyskała mowę.
— Piotrze!
— Co?
— On zabije panienkę!
— Nie zaraz — odparł Marche-a-Terre.
— Ale ona się będzie broniła, a jeżeli ona umrze, i ja umrę!
— To właśnie, że nadto ją kochasz! niech ginie! — zawołał Szuan.
— Jeżeli mamy co, i jeżeli jesteśmy szczęśliwi, jéj to winni jesteśmy! Zresztą obiecałeś bronić ją od wszelkiego nieszczęścia.
— Spróbuję, ale ty nie rusz się stąd, puść mnie i pozostań na tém miejscu.
W jednéj chwili Fanszeta uwolniła ramię Marche a-Terra i miotana najstraszliwszą niepewnością, została na podwórzu. Marche-a-Terre dopędził swego towarzysza w chwili, gdy tenże wszedłszy do wozowni, zmusił swoję ofiarę do wejścia w karetę. Pille-Miche zażądał pomocy swego przyjaciela do wytoczenia karety na podwórze.
— Cóż ty myślisz robić z tem wszystkiém? — zapytał Marche-a-Terre.
— Cóż! „Łaskawość“ dała mi dziewkę na własność i wszystko, co jéj, jest moje.
— Mniejsza o karetę, zamienisz ją na pieniądze, ale kobieta... ona ci, jak kot, skoczy do oczu.
Pille-Miche parsknął głośnym śmiechem, złowrogim dla Maryi, i odrzekł:
— Zawiozę ją do domu, a o ślepie moje się nie bój, przywiążę ją!
— No to zaprzęgajmy konie.
W chwilkę późniéj, Marche-a-Terre, pozostawiwszy kolegę na straży przy swéj ofierze, przyprowadził konie. Zaprzężono je, wyprowadzono na podwórze karetkę i Pille-Miche wszedł na stopnie nie zważając, że panna de Verneuil zdawała się szukać sposobu wyskoczenia do brudnych wód stawu.
— Pille-Miche! — zawołał Marche-a-Terre.
— A co?
— Wiesz co! ja kupię od ciebie tę część zdobyczy.
— Daj pokój, nie żartuj! — odparł Szuan, pociągając za spódnicę swoję „własność“, jak rzeźnik łapiący cielę, które mu chce uciec.
— Pokaż-no mi ją, niech zobaczę, to ci powiem, ile dam za nią!
Nieszczęśliwą zmuszono do wyjścia z karety. Stanęła pomiędzy dwoma Szuanami, z których każdy trzymał ją za jednę rękę,