Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/145

Ta strona została skorygowana.

wicy tą samą drogą około zwłok Merle’a, spostrzegł w skostniałéj już jego ręce rękawiczkę Garsa.
— Oho! — zawołał, Pille-Miche w nie swoje tu się wdawał rzeczy! Nie wiem, czy będzie żył z tych dochodów, które mu za „niebieską“ obiecałem.
Wydarł rękawiczkę z rąk kapitana i rzekł do panny de Verneuil, która siedziała już w karecie z Fanszetą:
— Bierzcie tę rękawicę. Jeżeli po drodze spotkacie naszych ludzi i jeżeli was będą zaczepiać, wołajcie „Gars!“ i pokażcie ten paszport, a nic wam się nie stanie! Fanszeto — dodał, zwracając się ku niéj i chwytając ją za rękę, to już kwita z tą panią. Teraz zostań ze mną a ją niech dyabli wezmą.
— Chcesz, żebym ją opuściła w takiéj strasznéj chwili? — odparła Fanszeta głosem bolejącym.
Marche-a-Terre podrapał się w ucho, potém podniósł głowę i spojrzał okrutnym wzrokiem.
— Masz racyę — rzekł. Zostawiam cię jéj na osiem dni; jeżeli po tym terminie nie wrócisz do mnie!... Nie dokończył, ale dłonią uderzył silnie w lufę karabina i zrobił giest, jakby chciał ją zastrzelić, poczém uciekł, nie czekając odpowiedzi.
Jak tylko Szuan zniknął, głos jakiś, zdający się wychodzić zgłębi stawu, dał się słyszéć: Pani! pani!
Pocztylion i obiedwie kobiety zadrżały ze strachu, gdyż dotąd widziały na powierzchni jeziora tylko trupy pływające. Jeden z żołnierzy republikańskich, ukryty za pniem drzewa, wysunął się ku nim.
— Pozwól mi pani uczepić się, chociaż u kół karety, inaczéj zginąłem! Przeklęta szklanka cydru, którą Clef-des-Coeurs chciał wypić, kosztowała więcéj, niż kilka kwart krwi! Gdyby był tak zrobił jak ja, i poszedł zaraz, jak kazał porucznik, przetrząsnąć ten wściekły płot, biedni towarzysze moi nie pływaliby teraz po tym brudnym stawie, jak łodzie rybackie!
Podczas gdy to się działo na podwórzu, naczelnicy Wandei i dowódcy Szuanów obradowali ze szklankami w rękach pod przewodnictwem margrabiego de Montauran. Częste oblewanie dyskusyi winem Bordeaux ożywiło ją mocno, tém bardziéj, gdy ku końcowi stała się poważną i zajmującą. Przy deserze, w chwili, gdy plan wspólnych działań wojennych zadecydowano, królewscy podnieśli toast na cześć Bourbonów. W téjże chwili rozległ się odgłos wystrzału Pille-Miche’a, jak gdyby echo téj niszczącéj wojny, którą konspiratorowie, dzieci szlachetnych rodzin, wydawali Rzeczypospolitéj. Pani du Gua zadrżała, a giest, jakim zdradziła się jéj radość z tego, że uczuła się oswobodzoną nazawsze od swéj ry-