minam sobie! Ach! jakże jestem szczęśliwa, że mam przy sobie kobietę, która mię rozumie. A więc, biedna Fanszeto, czyż mężczyzna nie jest przerażającą istotą! Ha! mówił, że mnie kocha, a nie wytrzymał najmniejszéj z prób! Ach! gdyby świat cały go odepchnął, byłby znalazł w méj duszy jedyne schronienie, gdyby świat cały go oskarżył, jabym go jedna broniła! Niegdyś widziałam świat przepełniony snującemi się po nim istotami, ale i świat ten i istoty owe były mi obojętne; świat był smutny, ale nie straszny, ale teraz, cóż mi świat cały bez niego! Więc on będzie żył, a ja nie będę przy nim, nie będę go widziała, nie będę z nim mówiła, nie będę go czuła, trzymała, ściskała!... Ach! zaduszę go wprzód własnemi rękami, gdy będzie spał!...
Przerażona Fanszeta przypatrzyła się jéj w milczeniu.
— Zabić tego, którego się kocha? — rzekła nareszcie słodkim głosem.
— Tak, gdy już nie kocha.
Ale po tych okropnych słowach, ukryła twarz w dłoniach, usiadła napowrót na sofie i siedziała tak w milczeniu.
Nazajutrz wszedł do jéj pokoju człowiek jakiś, nie anonsując się. Miał on surowy wyraz twarzy. Był-to Hulot. Podniosła oczy i zadrżała.
— Przychodzisz pan zażądać rachunku z powierzonych mi żołnierzy, przyjaciół twoich?... Nie żyją!
— Wiem o tém — odparł. — Zginęli, a śmierć wzięła ich nie w służbie Rzeczypospolitéj.
— Dla mnie i przeze mnie zginęli! — wykrzyknęła. — Będziesz mi pan mówił o ojczyźnie. Ale powiedz mi, czy ojczyzna wraca życie tym, którzy dla niéj giną, czy mści się chociaż ich śmierci! Ja ich pomszczę przynajmniéj!
Ponure obrazy katastrofy, któréj była ofiarą, rozwijały się szybko i gwałtownie w jéj wyobraźni i piękna ta istota, dla któréj wstyd i skromność najsilniejszą były bronią kobiecą, miała w tej chwili ruchy szalone i krokiem, męskim prawie, szła ku olśnionemu komendantowi.
— Za kilku zamordowanych żołnierzy ja przyprowadzę pod topór waszych gilotyn głowę jednę, która warta więcéj od głów tysięcy! — rzekła. — Kobiety rzadko wojują, ale choć starym jesteś żołnierzem, mógłbyś się w mojéj szkole wiele ciekawych forteli wojennych wyuczyć! Oddam na żer waszych bagnetów całą rodzinę: jego przodków i jego samego, jego przyszłość, jego przeszłość, wszystko! O ile byłam dlań dobrą i szczerą, o tyle teraz będę fałszywą i podstępną. Tak, komendancie, przywiodę tego dumnego szlachcica do mego łóżka, z którego gdzie indziéj nie wyj-
Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/151
Ta strona została skorygowana.