Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/153

Ta strona została skorygowana.

głupstwa, gdyż według mnie, kolego, niema miłości, która byłaby wartą 300,000 franków.
Gdy pokojowy dyplomata pożegnał starego wiarusa, ten ostatni powiódł za nim oczyma, a gdy odgłos kroków jego ucichł, westchnął, mówiąc sam do siebie:
— Już to jednak czasem szczęście być tak głupim, jak ja! Do stu piorunów. Gdybym spotkał Garsa, wybiłbym się z nim na pałasze, jak-em Hulot! Gdyby potrzeba było sądzić tego lisa, teraz, gdy potworzono sądy wojenne, uważałbym swoje sumienie tak brudném, jak koszula młodego rekruta, co pierwszy raz idzie w ogień!
Rzeź w Vivetière i żądza pomszczenia dwóch towarzyszy o tyle przyczyniły się do powtórnego przyjęcia przez Hulota dowództwa, o ile odpowiedź nowego ministra wojny Berthiera, w któréj uwiadomił go, że w obecnych okolicznościach dymisyi jego przyjąć nie może. Do depeszy ministeryalnéj dołączony był list poufny, w którym minister, nie objaśniając o misyi, powierzonéj pannie de Verneuil, pisał mu, że wypadek ten, nie mający nic z tokiem wojny wspólnego, nie powinien wpływać na jego czynności. Współudział naczelników wojennych, pisał minister, powinien ograniczać się w téj sprawie na dopomaganiu téj szanownéj obywatelce, jeżeli tego okaże się potrzeba.
Dowiedziawszy się z raportów, że ruchy Szuanów zdradzają zamiar skoncentrowania ich sił w okolicy Fougères, Hulot sprowadził tajemnie, zdwojonemi marszami, dwa bataliony swéj półbrygady do tego miasta. Niebezpieczeństwo ojczyzny, nienawiść dla arystokratów, których stronnicy zagrażali wielkiemu obszarowi ziemi francuskiéj, przyjaźń, wszystko łączyło się, aby powrócić staremu żołnierzowi zapał młodości.
— Otóż to jest życie, jakiego pragnęłam — wykrzyknęła panna de Verneuil, gdy się znalazła sama z Fanszetą. Jakkolwiek szybko płyną godziny, są one dla mnie wiekami myśli!
Wzięła za rękę Fanszetę i głosem pierwszego skowronka, co zanuci po burzy, wypowiedziała następujące słowa:
— A jednak cokolwiek pocznę, moje dziecko, widzę zawsze przed sobą tę parę ust purpurowych, ten podbródek lekko podniesiony, te oczy pełne ognia i słyszę ciągle: wio! naszego pocztyliona. Marzę! a jednak dlaczegoż tyle nienawiści po przebudzeniu!
Westchnęła ciężko, podniosła się, potém, pierwszy raz od wejścia do tego domu, zaczęła rozpatrywać się w krajobrazie téj krainy, wydanej na pastwę wojny domowéj przez tego okrutnego szlachcica, którego chciała zwalczyć sama. Pociągnięta pysznym widokiem wyszła z domku, aby odetchnąć swobodniéj pod stropem nieba,