Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/162

Ta strona została skorygowana.

zpod ziemi i uciekały, wydając przeraźliwe jęki, przejmowały niewysłowioną bojaźnią.
Nakoniec dostała się nie bez trudu do jakiegoś zburzonego ogrodu, którego płoty i zagrody były zwalone. Zatrzymana przez wartę, pokazała jéj rękawicę Garsa. Księżyc w téj chwili oświecił twarz jéj i karabin wypadł z ręki Szuana, który ją brał na cel już, a teraz począł gwałtownie uciekać, wydając ten sam krzyk czy jęk dziki, jaki rozlegał się dokoła. Panna de Verneuil, idąc daléj, obaczyła wielkie zabudowanie, którego parę oświeconych okien zdradzało, że jest zamieszkaném, przynajmniéj w kilku pokojach, i zbliżyła się do murów jego bez przeszkody.
Przez pierwsze okno, do którego się zbliżyła, ujrzała panią du Gua i naczelników powstania, zgromadzonych w Vivetière. Przestraszona tym widokiem i przejęta świadomością niebezpieczeństwa, jakie jéj zagrażało, szybko odskoczyła i znalazła się pod okienkiem, bronioném grubą kratą żelazną. Przez nie dostrzegła w dużéj, sklepionéj sali, margrabiego, o dwa kroki zaledwie od niéj oddalonego, z wyrazem głębokiego smutku na twarzy. W sali nie było więcéj nikogo. Odbłyski ognia, przed którym siedział na prostym stołku, oświecały oblicze jego pomarańczowém i drżącém światłem, nadającém scenie téj charakter mary raczéj niż rzeczywistości. Nieruchoma i drżąca młoda kobieta przytuliła się do kraty i w ciszy ogólnéj spodziewała się usłyszéć go, gdy mówić zacznie.
Widząc go tak smutnym, bladym, z wyrazem zniechęcenia i goryczy na twarzy, pochlebiała sobie, że jest jedną z przyczyn smutku jego. Potém gniew zamienił się w politowanie, litość — w czułość, i przypomniała sobie nagle, że nie tylko uczucie zemsty ją tu przywiodło.
Margrabia podniósł się, zwolna odwrócił głowę i z pewném przerażeniem ujrzał, jakby we mgle, twarz panny de Verneuil. Na ten widok z ruchem, zdradzającym niecierpliwość, zawołał:
— Więc wszędzie w oczach będzie mi stała ta dyablica, nawet na jawie!
Ta głęboka pogarda, jaką czuł dla niéj, wydarła z piersi jéj szalony śmiech nerwowy, od którego zadrżał młody wódz Szuanów i rzucił się do okna. Panna de Verneuil usunęła się. W chwilę potém usłyszała kroki mężczyzny, którego wzięła za margrabiego de Montauran. Aby uciec przed nim coprędzéj, nie było dla niéj przeszkody dość silnéj; byłaby przeskoczyła mury i uniosła się w powietrze, byłaby odnalazła drogę do piekieł, byleby uniknąć widoku téj twarzy, na któréj ognistemi zgłoskami widziała wypisane słowa: „ja tobą pogardzam!“, a które w téj chwili słyszała, grzmiące w swych uszach z mocą trąb archanielskich.