chodnię, w drugiéj łuczywo, więzień wydał z piersi jęk głęboki, który tak silnie podrażnił wrażliwość panny de Verneuil, że zapomniała o własnym strachu, o własnéj rozpaczy, straszliwéj niewygodzie, w jakiéj wszystkie ścieśnione jéj członki cierpiały, i starała się pozostać nieruchomą.
Przybyły ze światłem Szuan wrzucił do komina wiązkę chróstu i przekonawszy się o trwałości starego żelaza do zaczepiania naczyń, wiszącego wzdłuż po nad wysoką żelazną blachą, podłożył swą pochodnią ogień pod drzewo. Panna de Verneuil poznała z wielkiém przerażeniem w przybyłym człowieku okrutnego i przebiegłego Pille-Miche’a, któremu ją niedawno darowała jéj rywalka, i którego twarz, oświecona płomieniem, podobną była do twarzy owych rzeźbionych z bukszpanu przez niemieckich artystów okopconych figur. Skarga wydobywająca się z piersi więźnia wywołała straszny uśmiech na twarz tę pooraną brózdami i spaloną od słońca.
— Widzisz — rzekł on do nieszczęśliwego — że my chrześcijanie nie uchybiamy naszemu słowu, jak ty. Ten oto ogień rozwiąże ci nogi, język i ręce. Cha! cha! Nie widzę tu jakoś brytwanny, którąby można pod nogi podstawić. Takie tłuste, że tłuszcz z nich gotów ogień ugasić. Dom twój widać źle zagospodarowany, kiedy nie można w nim znaleść wygódek dla pana, kiedy się chce ogrzać.
Ofiara wydała straszny krzyk z piersi, jakby miała nadzieję, że krzyk ten przedrze sklepienia i sprowadzi wybawcę.
— Ot to! możesz sobie krzyczéć, ile ci się podoba, mości d’Orgemont! Oni tam sobie śpią na górze a Marche-a-Terre idzie tu zaraz za mną i zamknie drzwi od piwnicy.
To mówiąc Pille-Miche karabinem próbował kaptur komina, płyty, któremi wyłożoną była kuchnia, mury i ognisko i starał się odkryć w ten sposób kryjówkę, w któréj sknera złożył swe złoto.
To poszukiwanie odbywało się z taką zręcznością, że d’Orgemont umilkł, obawiając się, czy nie został zdradzony przez kogoś ze służby, bo chociaż nie zwierzył się przed nikim, zwyczaje jego mogły wprowadzić kogo na trafny domysł. Pille-Miche odwracał się czasami nagle, spoglądając na swoję ofiarę, jak w owéj zabawce dziecinnéj, w któréj dzieci starają się odgadnąć z wyrazu twarzy tego, który schował umówiony przedmiot, czy się do kryjówki zbliżają, czy od niéj oddalają. D’Orgemont udał przestrach, widząc, że Szuan uderza w piecyk, wydający głuchy odgłos, i zdawał się w ten sposób chciéć zabawić przez czas jakiś chciwość Pille-Miche’a. W téj chwili trzech innych Szuauów wpadło nagle do kuchni.
Na widok Marche-a-Terre’a Pille-Miche przerwał swoje poszu-
Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/164
Ta strona została skorygowana.