Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/172

Ta strona została skorygowana.

nabijaniem gardłacza. Otwór przykryty małą deską, na któréj naklejoną była rycina, zdawał się odpowiadać jakiemuś ornamentowi w powale sąsiedniéj izby, która niewątpliwie służyła za sypialnię wodzowi Szuanów. D’Orgemont zasunął z największą ostrożnością otwór i spojrzał na Maryę surowo.
— Jeżeli ci życie miłe, milcz! — Po chwili zaś do ucha jéj szepnął: — Nie zły gust masz pani i chcesz przytém zrobić doskonały interes. Wiesz-że pani, że margrabia de Montaurau posiada jeszcze około stutysięcy liwrów rocznego dochodu w ziemiach, dotąd przez rząd rewolucyjny nie zabranych, a które już zabrane nie będą, bo oto czytałem w Primidi de l’Ile et Vilaine dekret konsulów wstrzymujący sekwestra i konfiskaty! Aha! piękny był chłopiec a teraz jest jeszcze sto razy piękniejszy, nieprawdaż? Oczy twoje błyszczą jak dwie nowe sztuki złota!
Wzrok panny de Verneuil ożywił się mocno pod wrażeniem dochodzącego jéj uszu głosu margrabiego. Od chwili gdy znalazła się, jakby wkopana w minę złota, energia jéj duszy wypadkami stłumiona podniosła się znowu. Zdawało się, że powzięła straszne postanowienie i pracuje myślą nad wynalezieniem środków urzeczywistnienia go.
— Nie! z takiéj pogardy wyleczyć się niepodobna — mówiła sama do siebie. — Pewno już mnie nie kocha. Zabiję go i żadna inna kobieta posiadać go nie będzie!
— Nie, księże opacie, nie — mówił młody wódz głosem podniesionym — musi być tak, jak chcę.
— Panie margrabio — odparł ksiądz Gudin dumnie — cała Bretania oburzy się na ten bal, który chcesz wyprawić w Saint-James, Kaznodziei nam trzeba a nie tancerzy do podburzenia naszych wieśniaków; karabinów a nie skrzypiec.
— Księże — odpowiedział margrabia — dosyć jesteś rozsądny, ażebyś zrozumiał, że tylko w zebraniu wszystkich naszych stronników będę mógł zbadać, ile na nich liczyć mogę. Uczta zdaje mi się po temu sposobniejszą, niż wszelkie szpiegostwa, do których zresztą mam wstręt wrodzony. Łatwiéj z kielichem w ręku wypowiedzą, co mają w sercu, i łatwiéj z ich fizyognomii będę mógł poznać zamiary i myśli tajone.
Marya zadrżała, słysząc te słowa. Postanowiła pójść na ten bal i tam swą zemstę nasycić.
— Za kogoż mnie masz, opacie, że występujesz przede mną z kazaniem przeciw tańcom? Czyżbyś sam chętnie nie potańczył, gdybyś wiedział, że ci to pomoże w dopięciu szczytnego celu?... A zresztą czyż nie wiesz, że u Bretonów jest we zwyczaju po mszy tańcem się zabawiać?... A może nie wiesz także, iż panowie Hyde