de Neuville i d’Andigné mieli przed pięciu dniami posłuchanie u pierwszego konsula, w sprawie osadzenia na tronie Jego królewskiéj Mości Ludwika XVIII? Jeżeli w téj chwili postanawiam atak tak zuchwały, to jedynie dlatego, żeby rokowaniom tym dodać siły i dozwolić im oprzéć się na podstawie faktów i czynów wojennych! Nie wiesz może, księże opacie, z drugiéj strony, że wszyscy naczelnicy powstania w Wandei a nawet sam Fontaine, skłonni są do układów z Rzecząpospolitą? Tak, ojcze, błędnie przedstawiono Ich królewskim Wysokościom stan Francyi! Poświęcenia, o jakich im mówią, są tylko żądzą zysku! Tak, księże, jeżelim bezwiednie wstąpił w krew, to niechże przynajmniéj wiem, po co mam się w niéj zanurzyć po szyję! Poświęciłem się dla króla i dla idei, ale nie oddałem się czterem szaleńcom obdłużonym po uszy jak Rifoël, podżegaczom...
— Dodaj pan przy téj sposobności: księżom, którzy pobierają dziesięciny z pałkami w ręku przy rozstajnych drogach! — zawołał opat Gudin.
— Dla czegożbym nie miał tego powiedziéć? — odparł cierpko margrabia — powiem więcéj, czasy heroiczne Wandei minęły.
— Panie margrabio! będziemy umieli i bez pana cudów dokazać!
— Tak, takich cudów jak zmartwychwstanie Maryi Lambrequin — odparł, śmiejąc się margrabia. No, księże! nie kłóćmy się bez potrzeby. Wiem ja dobrze, że i sam karku nadstawiasz i tak dobrze umiesz sprzątnąć Błękitnego, jak odmówić „Ojcze nasz!“ Jeżeli Bóg dopomoże, spodziewam się obaczyć cię z pastorałem w ręku i w mitrze biskupiéj przy koronacyi królewskiéj!
Te ostatnie słowa miały widać moc jakąś magiczną nad opatem. Kłótnia ucichła a po chwili Marya usłyszała tylko szczęk karabina uderzonego ręką i patetycznie wypowiedziane słowa:
— Mam karabin i pięćdziesiąt ładunków, panie margrabio, a życie moje do króla należy!
— Oto jeszcze jeden z moich dłużników — rzekł skąpiec do panny de Verneuil. — Nie chcę tu mówić nawet o nędznych pięciu czy sześciuset talarach, które ode mnie pożyczył, ale dług krwi opłacony być musi! Nigdy go tyle złego nie spotka, ile mu ja go życzę, temu dyabelskiemu jezuicie! On to poprzysiągł śmierć memu bratu i całą okolicę przeciw niemu wzburzył! I za co? Oto zato, że biedny człowieczyna zląkł się nowych praw i był im posłuszny! — Przyłożywszy ucho do pewnego oznaczonego punktu w ścianie swojéj kryjówki, d’Orgemont posłuchał chwilę i rekł: Oto się już wynoszą ci zbóje! Znowu jaki cud uczynią! Aby
Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/173
Ta strona została skorygowana.