tylko nie zachciało im się tak mnie pożegnać, jak za ostatniéj ich tu bytności, gdy podłożyli ogień pod dom mój!
W pół godziny późniéj, podczas któréj panna de Verneuil i d’Orgemont przypatrywali się sobie wzajemnie, jakby każde z nich było obrazem, ostry i gruby głos Galope-Chopine’a dał się słyszéć:
— Już sobie poszli, panie d’Orgemont. Ale tym razem przynajmniéj zarobiłem obiecane trzydzieści talarów. Niechże je zobaczę!
— Moje dziecię — rzekł skąpiec do Maryi — zamknij oczy i przysięgnij, że ich nie otworzysz, dopóki cię z przysięgi nie zwolnię.
Marya zasłoniła oczy ręką, ale dla większéj pewności ustrzeżenia tajemnicy starzec zgasił lampę, wziął za rękę swoję wybawicielkę, dopomógł jéj postąpić siedem czy osiem kroków przez ciasne jakieś przejście, a gdy po kilku minutach odchylił jéj rękę od oczu, ujrzała się w komnacie, w któréj przed chwilą był margrabia i która była pokojem skąpca.
— Moje drogie dziecię — rzekł jéj starzec — teraz możesz iść już sobie. Nie oglądajże się tak dokoła. Zapewne nie masz przy sobie pieniędzy? Weź oto te dziesięć talarów w złocie, są tam między niemi i oberżnięte, ale nie zważaj na to i tak je przyjmą. Gdy wyjdziesz z ogrodu, tam oto, znajdziesz łatwo ścieżkę, która prowadzi do miasta, a jak teraz mówią — do okręgu. Teraz jednak dokoła Fougères są Szuanie i wątpię, ażebyś mogła się tam dostać, będziesz przeto potrzebowała może pewnego jakiego schronienia. Uważajże dobrze, co ci powiem, i nie korzystaj z tego inaczéj jak tylko w koniecznéj potrzebie, gdy znajdziesz się w istotném niebezpieczeństwie. Na drodze, która prowadzi przez dolinę Gibarry do Nid-aux-Crocs, spotkasz chatę, w której mieszka Cibot starszy, zwany Galope-Chopinem. Jak już nie będziesz mogła uczynić inaczéj, wejdź do téj chaty i rzeknij do kobiety, którą tam znajdziesz, te słowa: Dzień dobry Bekanierko! a ona cię ukryje! Gdyby cię dostrzegł jéj mąż, sam Galope-Chopine, to jeżeli to będzie w nocy, weźmie cię za ducha, bądź więc spokojna, jeżeli zaś będzie we dnie, to dziesięć talarów go skusi i sam ci dopomoże! Tak więc rachunek między nami skończony! Gdybyś chciała — dodał wskazując giestem pola otaczające dom — wszystko to byłoby twoje!
Panna de Verneuil podziękowała spojrzeniem dziwnemu temu starcowi, który żegnając ją westchnął znowu w swój oryginalny sposób.
— Oddasz mi przecie tych dziesięć talarów, nieprawdaż, a uważaj, że wcale nie mówię o procentach! Możesz je złożyć na ręce
Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/174
Ta strona została skorygowana.