pierwszym ruchem, jakibyś się pokusił uczynić, przekonasz się, do czego zdolną jest kobieta obrażona!
W chwili gdy Marya i hrabia patrzyli na siebie wzajemnie z bardzo różnemi uczuciami, od skał odbijały się echa głosów pomieszanych:
— Ratujcie Garsa! rozpraszajcie się! ratujcie Garsa!
Głos Barbetty panował nad temi okrzykami; słyszano go wewnątrz chaty, gdzie różne na dwojgu wrogach sprawiał wrażenie. Mówiła ona więcéj dla nich, niżeli dla chłopa, do którego się zwracała.
— Nie widzisz to Błękitnych! — wołała gniewnie Barbetta. Pójdź tu zaraz, łotrze jeden, albo ja cię sprowadzę! Chce ci się co oberwać! Jeszcze cię który zrani! No! prędzéj! uciekaj!
Podczas tego drobnego i krótkiego epizodu na bagnie ukazał się jeden żołnierz republikański.
— Beau-Pied! — krzyknęła panna de Verneuil.
Beau-Pied na ten rozkaz podbiegł szybko i widząc, co się dzieje, wziął na cel hrabiego skuteczniéj bezwątpienia, niżby zdołała to uczynić zrozpaczona jego wybawicielka.
— Arystokrato! — krzyknął dowcipny żołnierz — nie drgnij, nie rusz się nawet, bo cię zwalę, tak jak zwaliliśmy Bastylią w dwóch tempach!
— Panie Beau-Pied — rzekła panna de Verneuil pieszczotliwym głosem — odpowiesz mi za tego jeńca. Rób, jak chcesz, ale ja go muszę mieć żywym i całym w Fougères.
— Stanie się według rozkazu!
— Czy teraz droga do Fougères jest już wolna?
— Jest bezpieczną; chybaby Szuanie zmartwychwstawali!
Panna de Verneuil, uzbroiwszy się lekkim karabinkiem hrabiego, będącym raczéj strzelbą do polowania, uśmiechnęła się, z ironią mówiąc do swego jeńca:
— Żegnam hrabiego! Do widzenia!
I wybiegła ścieżką ku miastu, włożywszy na głowę szeroki swój kapelusz.
— Zapóźnom się przekonał — rzekł gorzko hrabia de Bauran — że nigdy nie trzeba żartować z honorem kobiet, nawet takich, które go już nie mają.
— Arystokrato! — krzyknął szorstko Beau-Pied — jeżeli nie chcesz, abym cię wyprawił do twojego „byłego“ raju, ani mi się waż pisnąć choćby słówko przeciw téj pięknéj pani!
Panna de Verneuil wróciła do Fougères ścieżką, która łączyła skały ś-go Sulpicyusza z Nid-aux-Crocs. Dobiegłszy téj ostatniéj wyżyny i zdążając swobodnie już krętą drożyną, wydeptaną pomię-
Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/183
Ta strona została skorygowana.