nie jéj jeńca, którego do niewoli wzięła osobiście. Położyła się rozkosznie na kanapce nie tyle dla wypoczynku, ile dla nadania sobie pozycyi powabnéj i pełnéj wdzięku, któréj wpływ i moc, szczególniéj u pięknych kobiet, bywają niezwalczone. Poza wyzywająca nóżki, któréj koniec zaledwie wystawał zpod fałdów jéj sukni, cały układ swobodny i wdzięczny jéj postaci, wygięcie szyi, wszystko, aż do palców jéj rączki, która się zwieszała z poduszki, jak bukiet jaśminu — wszystko razem tworzyło jednę doskonałą całość, wyborną do wzbudzenia zachwytu. Zapaliła wonne kadzidła i napełniła powietrze temi zapachami, które tak potężnie działają na nerwy mężczyzny i przyspasabiają tryumf dla kobiety. W kilka chwil później kroki ciężkie z brzękiem ostróg, zdradzających wojskowego, rozległy się w salonie, poprzedzającym pokój Maryi.
— No, i cóż, komendancie, a gdzież mój jeniec?
— Odkomenderowałem właśnie oddział z dwunastu ludzi dla rozstrzelania go, jako wziętego z bronią w ręku.
— Jakto? rozrządziłeś się moim jeńcem! Posłuchaj mnie, komendancie. Śmierć jednego człowieka po bitwie nie może być czemś tak upragnioném, a szczególniéj dla ciebie, komendancie, o ile sądzić mogę z twéj fizyonomii. A więc oddaj mi mego Szuana i daruj mu życie chwilowo. Już ja go wezmę na mój rachunek. Zaręczam ci, że ten arystokrata jest mi potrzebny, a nawet niezbędny i że on dopomoże nam do spełnienia naszych projektów. A zresztą rozstrzelanie tego Szuana z amatorstwa byłoby aktem przesadnym, podobnie jak rozsadzenie kulą armatnią balonu, do zniszczenia którego wystarcza pokłucie szpilką. Na miłość boską! pozostawmy okrucieństwa arystokratom! Rzeczpospolita powinna być szlachetną. Czyżbyś ty, komendancie, nie był przebaczył tym, którzy zginęli pod Quiberon, i tylu innym? No! uczyń zadość moim prośbom, odeślij owych dwunastu ludzi na patrol i przyjdź do mnie na obiad wraz z moim jeńcem. Już tylko godzina dnia pozostaje, a widzisz — dodała z uśmiechem — gdybyś się spóźnił, wszystkie moje powaby toaletowe nie sprawiłyby swego skutku. Śpiesz się więc!
— Ależ pani... - próbował oponować zdziwiony komendant.
— Jakież znowu ale? Czekam was. Idźże prędzéj. Nie bój się zresztą, komendancie, hrabia ci nie ujdzie. Prędzéj czy później gruby ten motyl opali sobie skrzydła przy twoim ogniu plutonowym.
Hulot lekko wzruszył ramionami jak człowiek zmuszony do posłuszeństwa mimo wszystko życzeniom pięknéj kobiety, i w pół godziny późniéj powrócił w towarzystwie hrabiego de Bauran.
Panna de Verneuil udała zdziwienie na widok swoich gości i zdawała się być zawstydzoną tém, że ją hrabia zeszedł w tak niedbałéj pozycyi, ale przekonawszy się wkrótce ze spojrzeń hrabiego, że
Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/185
Ta strona została skorygowana.