Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/201

Ta strona została skorygowana.

z założonemi rękoma, podczas gdy wszyscy Bretonowie pracują na swe zbawienie i walczą za króla?!
„Opuścicie wszystko dla mnie! — mówi ewangielia. Wszakże i my, księża, opuściliśmy dziesięciny! Opuśćcież i wy wszystko dla téj wojny świętéj, a będziecie jako Machabeusze! Nakoniec wszystko wam będzie odpuszczone. Pomiędzy wami staną księża wasi i proboszcze i zwyciężycie! Zauważcie dobrze, chrześcijanie — mówił, kończąc — że dziś tylko mamy moc błogosławić wasze karabiny. Ci, którzy nie skorzystają z téj łaski, nie znajdą już świętéj Anny z Auray tak miłościwą i nie wysłucha ich ona już tak, jak to dotąd czyniła!“
Kazanie to, wypowiedziane głosem pełnym przesady i wzmocnione licznemi giestami, od których aż pot spływał z czoła mówcy, na pozór niewielkie zrobiło wrażenie. Wieśniacy stali nieruchomi, z oczyma wlepionemi w kaznodzieję, podobni do posągów, wykutych ze stali, ale panna de Verneuil spostrzegła wkrótce, że to zachowanie się ogólne było objawem jakby uroku jakiegoś, rzuconego przez opata na tłumy. Jak wielcy aktorowie, umiał on całe zgromadzenie poruszyć do głębi, jak jednego człowieka, przemawiając zarazem do uczuć, namiętności i interesów słuchaczy. Zgóry już rozgrzeszył wszystkie nadużycia i rozwiązał jedyne więzy, jakie utrzymywały tych ludzi o grubych instynktach w obserwacyi przepisów religijnych i praw społecznych. Zaprzedał święte zasady w służbę interesom politycznym, ale w owych czasach rewolucyjnych każdy dla swego stronnictwa kuł broń z tego, co posiadał, i krzyż pokoju Chrystusa stał się narzędziem wojny, jak mieczem stał się lemiesz pługa-karmiciela. Nie mając nikogo, z kimby się mogła podzielić wrażeniem, panna de Verneuil odwróciła się, chcąc zawołać Fanszety, i niemało się zdziwiła, zobaczywszy, że i ona podzielała ten entuzyazm, gdyż z głębokiém przejęciem odmawiała pacierze na różańcu Galope-Chopine’a.
— Fanszeto — szepnęła jéj pocichu — więc i ty się boisz, abyś nie została Mahumetyszką?
— O! pani moja — zawołała Bretonka — patrz oto tam! Wszakże matka Piotra chodzi sama!..
Zachowanie się Fanszety dowodziło tak głębokiego przekonania, że Marya zrozumiała nareszcie cały sekret tych przemówień, wpływ duchowieństwa na wieśniaków i cudowny efekt sceny, która się rozegrała.
Wieśniacy najbliżsi ołtarza poczęli się przysuwać po jednemu i poskładali karabiny swoje w ręce kaznodziei, który je złożył na ołtarzu. Galope-Chopine także poszedł oddać swoję starą gwintówkę. Trzéj księża śpiewali hymn Veni Creator, podczas gdy ce-