Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/205

Ta strona została skorygowana.

siadujące szatę kapłanek starożytnych, odejmowało charakter nieprzyzwoity całéj toalecie, do któréj noszenia upoważniała moda owéj epoki. Aby jeszcze bardziéj osłabić bezwstydność mody, Marya gazą jedwabną przysłoniła białe swoje ramiona, których tunika nie pokrywała.
Długie warkocze pięknych włosów panna de Verneuil zwinęła tak, aby tworzyły na wierzchołku głowy ostrokrąg ścięty i spłaszczony, który tyle dodaje wdzięku niektórym starożytnym statuom, nadając głowom ich przedłużone nieco kształty. Po obu stronach twarzy pozostawione umyślnie zwoje spadały od owego ostrokręgu w pysznych lokach na ramiona.
Tak ubrana i tak uczesana Marya przedstawiała zupełne podobieństwo do najpiękniejszych dzieł greckiego dłuta.
Z uśmiechem zalotnym przeglądała się w zwierciadle i, sama istotnie zadowolona z tego przybrania głowy, które uwydatniło piękność każdego szczegółu jéj twarzy, zakończyła strój ten koroną z ostrokrzewu, którą sobie przygotowała sama, a któréj liczne czerwone jagody były jakby odbiciem koloru jéj tuniki.
Splatając tak ostatnie gałązki, aby wywołać efekt kontrastu różnéj zieloności po obu stronach liści, panna de Verneuil raz jeszcze przypatrzyła się sobie w zwierciadle, aby się przekonać, jakie wrażenie ogólne sprawia jéj toaleta.
— Straszną jestem dzisiaj! — zawołała, jakby otoczoną była pochlebcami. — Wyglądam jak statua Wolności!
Mówiąc to, założyła sztylet za gorset z całą kokieteryą, starając się, aby dla oka ludzkiego widoczną była rękojeść jego, zdobna rubinami, których blask różowawy przyciągać miał spojrzenia w razie, gdyby po temu nie wystarczały skarby naturalne, które w Vivetière rywalka jéj tak sprofanowała. Fanszeta nie pomyślała nawet o tém, aby opuścić swoję panią. Gdy ją widziała już gotową do wyjścia, znalazła do towarzyszenia jéj pretekst w tych wszystkich przeszkodach i trudnościach, jakie ma do przezwyciężenia kobieta, idąca na bal w któremkolwiek z maleńkich miast Bretanii. Wszakże potrzeba było, żeby ktoś był tam na zawołanie, żeby mógł rozebrać pannę de Verneuil z płaszcza, żeby mógł pomódz jéj zdjąć podwójne buciki, które z powodu błota, mimo wysypania ulic piaskiem i żwirem wielce obfitego, nałożyć musiała, i żeby mógł z niéj zdjąć welon gazowy, którym okryć musiała głowę, aby nie być poznaną przez Szuanów, których tłumy ciekawość nagromadziła około domu, gdzie bal miał się odbyć. Tłum był tak liczny, że przejść musiały pomiędzy dwoma szpalerami Szuanów. Fanszeta nie próbowała już nawet wstrzymać swéj pani, ale po oddaniu jéj ostatnich posług, jakich wymagał strój, którego główną zaletą była świeżość,