Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/21

Ta strona została skorygowana.

— Wpadliśmy w gniazdo os...
— I kogoż to się obawiasz, komendancie? — zapytał Gérard.
— Obawiam?.. — podchwycił Hulot — tak, obawiam się... Bałem się zawsze, żeby mię nie zastrzelono, jak psa, w lesie, nie zapytawszy: kto idzie...
— Czyż jesteśmy istotnie w niebezpieczeństwie? — zapytał Gérard, zarówno zdziwiony teraz zimną krwią Hulota, jak wprzódy jego przelotną trwogą.
— Cicho! — rzekł komendant — jesteśmy w paszczy wilka; ciemno tutaj, jak w piecu; potrzeba zapalić świeczkę. Szczęście, że jesteśmy na grzbiecie tego pagórka...
I ubrawszy go w energiczny przydomek, dodał:
— Może dobrze będzie, jeżeli tu zrobię jasno.
Tu komendant, pociągnąwszy ku sobie dwóch oficerów, spojrzał bystro na Marche-a-Terre’a; ten udając, jakoby zrozumiał, że jest mu niewygodnym, nagle zerwał się z miejsca.
— Zostań tam, drabie! — zawołał Hulot i potrącił go tak, że chłop runął na kopiec, na którym siedział.
Odtąd szef pół-brygady nie przestał ani na chwilę śledzić uważném okiem zaniepokojonego Bretończyka.
— Przyjaciele moi — rzekł po chwili zcicha do obu oficerów — czas jest powiedziéć wam, że buda zapadła się tam w dole... Dyrektoryat dał kijem po plecach naszym sprawom. Ci pastuszkowie, te lalki (bo tak lepiéj po francusku) wypuścili z rąk tęgi brzeszczot: Bernadotte już nie z niemi!
— I któż go zastąpi? — zapytał żywo Gérard.
— Milet-Mureau, stara peruka. Zły czas wybrano na mielenie językiem. Oto angielskie strzelby lezą nam na boki. Wszystkie te chrabąszcze, Wandejczycy i Szuanie, brzęczą nam w uszach, a ci, co się kryją po-za temi maryonetkami, umieli wybrać właśnie chwilę, w której giniemy.
— Jakto? — zagadnął Merle.
— Armie nasze są pobite na wszystkich punktach — ciągnął daléj Hulot, dławiąc swój głos coraz bardziéj. — Szuanie podchwycili już dwa razy kuryerów, a moje depesze i ostatnie dekreta otrzymałem dopiéro przez osobnego posłańca, którego wyprawił Bernadotte w chwili, gdy opuszczał ministeryum. Szczęściem, przyjaciele donieśli mi poufnie o jego upadku. Fouché odkrył, że tyran Ludwik XVIII otrzymał wskazówkę od paryskich zdrajców, ażeby przysłał do kraju szefa swoim kaczorom. Myślą, że Barras zdradza rzeczpospolitą. Dosyć, że Pitt i książęta wysłali człowieka silnego, pełnego talentu, który jednocząc usiłowania Wandejczyków z Szuanami, chce zdeptać czapkę rzeczypospolitéj. Koleżka ten wysiadł