Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/210

Ta strona została skorygowana.

sób dopomódz margrabiemu do odparcia wygórowanych pretensyj, gdyż wszyscy trzéj widzieli całą trudność jego położenia.
Wtém margrabia powiódł oczyma pełnemi ironii po całém zgromadzeniu i rzekł głosem swobodnym i pewnym:
— Panowie, nie wiem, czy władza, jaką jego królewska mość raczył złożyć w moje ręce, jest tak rozległą, abym mógł żądania wasze uwzględnić. Król, pan nasz, nie przewidział zapewne tak wielkiéj gorliwości, ani tak wielkich poświęceń. Osądźcie sami moję władzę i moje obowiązki, a wtedy zobaczycie, co mogę uczynić.
Znikł i po chwili wrócił, trzymając w ręku rozwinięty list, opatrzony podpisem i pieczęcią królewską.
— Otóż jest — rzekł — rozkaz królewski, na mocy którego winniście mi posłuszeństwo! Król upoważnił mnie do zarządzania prowincyami: Bretanią, Normandyą, Anjou i Maine w imieniu swojém oraz do uznawania i wynagradzania zasług oficerów, którzy się w jego armiach odznaczą.
Szmer zadowolnienia odezwał się w zgromadzeniu. Szuanie zbliżyli się ku niemu i otoczyli go kołem, trzymając się z uszanowaniem w pewném od niego oddaleniu. Oczy wszystkich utkwione były w podpis królewski. Młody dowódca, który stał wyprostowany tyłem do kominka, odwrócił się nagle i rzucił w ogień trzymane w ręku papiery, które w jedném mgnieniu oka pochłonął płomień.
— Nie chcę być dłużéj wodzem tych, którzy w królu widzą nie króla, ale ofiarę do pożarcia. Jesteście wolni, panowie, możecie mnie opuścić...
Pani du Gua, ksiądz Gudin, major Brigant, kawaler du Vissard, baron du Guénic, hrabia de Bauran, rozentuzyazmowani tym postępkiem margrabiego, wykrzyknęli: „Niech żyje król!“
Jeżeli z początku inni naczelnicy zawahali się przez chwilę, to wkrótce porwani szlachetnym czynem margrabiego, wszyscy zaczęli go prosić, aby zechciał zapomniéć o tém, co się stało, zapewniając go, że bez listów królewskich nawet uznają w nim wodza i naczelnika.
— Pójdźmy w taniec — zawołał hrabia de Bauran — i niech się stanie, co się ma stać! Z tém wszystkiém — dodał wesoło — lepiéj, panowie mili, udawać się do Boga samego, niżli do jego świętych. Bijmy się naprzód, potém zobaczymy.
— Dobrze mówi pan hrabia! Bez urazy pańskiéj, panie baronie — rzekł Brigant pocichu do barona du Guénic — nigdy nie widziałem, żeby kto zrana żądał zapłaty za dzień pracy!
Całe zgromadzenie rozproszyło się po salonach, w których znajdowało się już kilka osób. Margrabia nie mógł przez długą jeszcze chwilę otrząsnąć się ze smutnego wrażenia, jakie podobna scena