Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/211

Ta strona została skorygowana.

wywrzéć musiała na umyśle człowieka, którego przywiązanie do tronu i poświęcenie nie było pozbawione pięknych iluzyj młodości. Naczelnicy oddziałów powstańczych widzieli oblicze to zasępione i wstydzili się swego czynu.
Radość upajająca wybuchła teraz w tém zebraniu, składającém się z najbardziéj egzaltowanych stronników króla, którzy nie mogąc z głębi odległéj zbuntowanéj prowincyi poznać dokładnie i osądzić poważnie objawów i postępów wielkiéj rewolucyi, najzłudniejsze nadzieje brali za spełnione fakty.
Śmiałe operacye wojenne, rozpoczęte przez Montaurana, nazwisko jego, majątek, zdolności podnosiły odwagę wszystkich i wywoływały ten szał polityczny, najniebezpieczniejszy ze wszystkich szałów, ponieważ stygnie dopiéro w potokach krwi, wylanéj bezpożytecznie. Dla wszystkich tu obecnych rewolucya była chwilowém zamieszaniem w królestwie Francyi, w którém, jak im się zdawało, nic się nie zmieniło. Wsie te i ich mieszkańcy byli dotąd własnością domu Bourbonów. Królewszczycy tak jeszcze silnemi się tutaj czuli, że cztery lata przedtém gienerał Hoche zaledwie uzyskać zdołał u nich nie pokój, ale zawieszenie broni. Szlachta zgóry traktowała rewolucyonistów; dla nich Bonaparte był tylko drugą, poprawną i szczęśliwą edycyą gienerała Marceau.
To téż kobiety spodziewały się bawić wybornie.
Niektórzy tylko z dowódców, ci mianowicie, którzy bili się już z Błękitnemi, mieli jakie-takie pojęcie o ważności obecnego przesilenia, a czując, że nie byliby zrozumiani nawet przez zacofanych swoich towarzyszów, gdyby poczęli im mówić o pierwszym konsulu, o jego potędze, rozmawiali pomiędzy sobą pocichu, obojętnie spoglądając na kobiety, które mściły się, krytykując ich i wyśmiewając w rozmowach między sobą.
Pani du Gua, która zdawała się czynić honory balu, próbowała rozerwać niecierpliwiące się tancerki, obsypując je po kolei grzecznościami i pochlebstwami. Już téż słychać było drapiące dźwięki dostrajanych instrumentów, gdy pani du Gua spostrzegła margrabiego, na którego twarzy znać jeszcze było smutek i znużenie, i podbiegła szybko ku niemu.
— Śmiem miéć nadzieję, że ta ohydna scena, choć zresztą nienadzwyczajna, nie na długo pozbawiła cię, margrabio, humoru i swobody? — rzekła.
Nie otrzymała odpowiedzi; margrabia, zagłębiony w marzeniu, słyszał raczéj brzmiące mu w uszach rady, jakie mu proroczym głosem dawała Marya wpośród tychże samych przywódców powstania w Vivetière, gdy go skłaniała, aby zaniechał téj wojny królów przeciwko ludowi. Młody jednak wódz za podniosłą miał duszę, za wiele