uwagi. Młody i piękny kawaler du Vissard, niecierpliwie pragnący uzyskać przebaczenie za żart, który był sygnałem obelg, jakie spotkały Maryą w Vivetière, przystąpił do niéj, zapraszając ją do tańca. Panna de Verneuil podała mu rękę i zajęła z nim miejsce w kadrylu, w którym tańczyła również i pani du Gua. Strój tych dam, przypominający modę dworu wygnanego, upudrowane ich głowy i krepliny we włosach zdawały się śmiesznemi w porównaniu z kostiumem, pełnym elegancyi, bogactwa i gustu, do którego włożenia upoważniała Maryą moda panująca. Modę tę głośno potępiały kobiety z towarzystwa, ale jéj in petto zazdrościły. Mężczyźni nie przestawali ani na chwilę podziwiać piękności upięcia naturalnych włosów i wszystkich szczegółów stroju, którego wdzięk cały polegał na piękności kształtów ukrytych i uwydatnionych zarazem.
W téjże chwili margrabia i pan de Bauran weszli do sali balowéj i przystanęli za panną de Verneuil, która widziała ich, ale nie odwróciła się nawet. Gdyby nawet zwierciadło, naprzeciw którego tańczyła, nie było już zdradziło przy niéj obecności margrabiego, byłaby ją odgadła po zachowaniu się pani du Gua, która źle ukrywała pod obojętną powierzchownością niecierpliwość, z jaką oczekiwała niemożliwego do uniknięcia starcia, które prędzéj czy późniéj nastąpić musiało pomiędzy temi dwiema kochającemi się istotami. Chociaż dwaj nowo przybyli panowie zajęci byli rozmową niby obojętną z dwiema innemi osobami, nie mógł jednak margrabia nie słyszéć przelotnych słówek tancerzy i tancerek, którzy, stosownie do kapryśnych wymagań kadryla, przesuwali się wraz z Maryą w różnych figurach obok niego.
— Tak jest w istocie, droga pani, sama jedna tu przyszła — mówił jeden z tancerzy do swojéj damy.
— Trzeba być wielce odważną — odrzekła tancerka.
— Ale doprawdy, gdybym była ubraną tak, jak ona, zdawałoby mi się, że jestem zupełnie naga — mówiła inna dama.
— Istotnie, pani, nie jest-to kostium przyzwoity — odpowiedział tancerz — ale tak jéj jest w nim dobrze i tak pięknie!
— Muszę się doprawdy wstydzić za nią i za doskonałość jéj tańca. Możnaby ją łatwo wziąć za tancerkę z baletu — odrzekła zazdrosna dama.
— Czy sądzisz pan w istocie, że przybyła tu z pełnomocnictwem do traktowania w imieniu pierwszego konsula? — zapytała inna.
— Śmieszny-to żart! — odrzekł kawaler.
— Nie przyniesie ona niewinności w posagu mężowi, jeśli go kiedy dostanie! — rzekła inna tancerka.
Gars odwrócił się szybko, aby zobaczyć kobietę, która pozwala
Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/215
Ta strona została skorygowana.