Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/216

Ta strona została skorygowana.

sobie tak kolącego żartu, i wtedy pani du Gua spojrzała na niego, zdając się mówić:
— Widzisz pan, co o niéj myślą!
— Pani — rzekł hrabia de Bauran do nieprzyjaciółki Maryi — dotąd tylko kobiety niewinność jéj kalały!..
Margrabia w duchu przebaczył wszystkie winy hrabiemu. Gdy zaś pozwolił sobie rzucić okiem na ukochaną, któréj wdzięki uwydatniały się pod wpływem światła obfitego, ona odwróciła się od niego, powracając na swoje miejsce, i poczęła rozmawiać ze swoim tancerzem, pozwalając najsłodszym dźwiękom swojego głosu dolatywać do uszu margrabiego.
— Pierwszy konsul przysyła nam ambasadorów wielce niebezpiecznych — mówił jéj tancerz.
— Panie — odpowiedziała — powiedziano już to w Vivetière.
— Masz pani królewską prawdziwie pamięć — odpowiedział niekontent ze swéj niezręczności młodzieniec.
— Chcąc przebaczać obrazy, trzeba je pamiętać — odpowiedziała, wyprowadzając go z kłopotu ponętnym uśmiechem.
— Czy wszyscy objęci jesteśmy amnestyą? — zapytał margrabia.
Ona zdawała się nie słyszéć go i rzuciła się w wir tańca z pewną, jakby dziecięcą radością, pozostawiając go zmieszanego bez odpowiedzi. On patrzył na nią z zimną i rozważną melancholią. Dostrzegła to i pochyliła głowę jednym z tych kokieteryjnych ruchów, na jakie jéj pozwalała wdzięczna proporcya jéj szyi, i z pewnością nie zapomniała żadnego z ruchów, które mogły uwydatnić rzadką doskonałość jéj kształtów. Marya pociągała go ku sobie i jako nadzieja i jak wspomnienie, a była nieujętą! Widziéć ją taką, jaką zjawiła się w téj chwili, znaczyło to pożądać jéj za cenę krwi i życia. Wiedziała o tém, a świadomość swéj piękności rozlewała na twarzy jéj urok niewypowiedziany. Margrabia czuł, że w sercu jego podnoszą się tumany miłości, namiętności i szału, uścisnął więc silnie dłoń hrabiego i odszedł.
— Co to znaczy, że już go niéma? — spytała panna de Verneuil, wracając na swoje miejsce.
Hrabia pobiegł do sali sąsiedniéj i po chwili przyprowadzając Garsa, dał protegowanéj swojéj znak porozumienia.
— Moim jest — pomyślała, spostrzegając w zwierciedle twarz margrabiego, promieniejącą słodką nadzieją.
Przyjęła go z nadąsaną miną i bez jednego wyrazu, a robiąc chaine des dames, odeszła na drugą stronę z uśmiechem na ustach. Uważała go tak wyższym ponad wszystkich, że z prawdziwą rozkoszą tyranizowała go i chciała, aby drogo opłacił kilka słodkich słó-