Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/222

Ta strona została skorygowana.

— Wszystko, o coś mnie pan podejrzywał, panie margrabio, jest prawdą!
Margrabia chciał odpowiedziéć, lecz ona powstrzymała go giestem.
— Na litość! — zawołała, składając ręce jak do modlitwy — wysłuchaj tego, co ci mam powiedziéć, i nie przerywaj mi! Jestem w istocie — mówiła daléj — córką księcia de Verneuil, ale córką naturalną. Matka moja, panna de Casteran, zostawszy zakonnicą dla uniknięcia mąk, jakie ją czekały w domu rodzinnym, odpokutowała swój błąd piętnastoma laty łez i umarła w Séez. Dopiéro na łożu śmierci, będąc już przełożoną klasztoru, ukochana matka moja błagała za mną człowieka, który ją opuścił, wiedziała bowiem, że pozostawia mnie bez przyjaciół, bez majątku, bez przyszłości... Człowiek ten zapomniał zupełnie o dziecku swojém, które powierzone było dotąd opiece matki Fanszety. Niemniéj jednak książę przyjął mnie chętnie i przyznał za swoję córkę, prawdopodobnie dlatego, że byłam piękną i że widział się we mnie odrodzonym. Książę był jednym z magnatów, którzy za czasów ostatniego panowania pokładali całą sławę swoję w tém, aby pokazać, jak można popełniać zbrodnie z wdziękiem i jak wdzięk ten może rozbrajać opinią. Nie dodam nic więcéj. Był-to mój ojciec! Teraz pozwól, niech ci opowiem, w jaki sposób pobyt mój w Paryżu musiał bezwarunkowo skalać duszę moję. Towarzystwo księcia de Verneuil i to, w które mnie wprowadził, było przesycone zasadami téj filozofii, któréj podstawą jest ironia i wyszydzanie wszystkiego, a która entuzyazmowała całą Francyą, dając każdemu łatwe pole do okazania swego dowcipu. Świetne i pełne owego dowcipu rozmowy pieściły ucho moje, dając umysłowi pokarm niezdrowy w postaci złośliwéj wzgardy wszystkiego, co było religią i prawdą. Mężczyźni, szydząc z uczuć, naśladowali ich pozory tém lepiéj, im mniéj czuli, i podbijali serca kobiet tyle epigramatycznemi wyrażeniami, ile lakonizmem i ostrzem żartów. Często téż grzeszyli zbytkiem dowcipu, czyniąc z miłości sztukę raczéj, niż zadowolnienie potrzeby serca. Ja sama słabo opierałam się temu prądowi. Mimo to jednak, przebacz mi, margrabio, tę zarozumiałość, dusza moja dosyć była namiętną i gorącą, aby odczuć mogła i zrozumiéć, że dowcip ów i złośliwość wysusza serca wszystkich, ale życie, które wówczas prowadziłam, przywiodło do tego, że w sercu mojém zawrzała walka pomiędzy porywami uczucia i zdrożnemi nawyknieniami, których nabyłam. Kilku ludzi, istotnie wyższych umysłowo, z upodobaniem rozwijało we mnie tę swobodę myślenia i pogardę opinii publicznéj, która odziera kobietę z téj skromności ducha, bez jakiéj traci ona cały swój urok. Niestety! nieszczęście nie zdołało zniszczyć we mnie wad, nabytych