Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/225

Ta strona została skorygowana.

gactwa. Duma, jaką mnie to poświęcenie przejmuje, podtrzyma mnie w nędzy i upadku, a los może sobie ze mną czynić, co mu się podoba. Nie wydam cię nigdy! Wracam do Paryża. Tam imię twoje będzie mi stanowić drugą istotę mnie saméj, a nieoceniona wartość, jaką téj drugiéj odblask twój nada, pocieszy mnie we wszystkich moich smutkach. Co do ciebie, mężczyzną jesteś, zapomnisz mnie. Żegnam cię!
Wyrzekłszy te słowa, puściła się w kierunku dolin ś. Sulpicyusza i znikła, zanim margrabia zdążył powstać, aby ją zatrzymać, ale gdy już jéj dojrzéć nie mógł, wróciła, i korzystając z wyłomów w skale, ukryła się w nich, a podniósłszy głowę, patrzyła za margrabią z ciekawością, w któréj widać było jakieś powątpiewanie. Montauran szedł, jakby nie wiedział, co czyni i gdzie idzie, jak człowiek bólem zgnębiony.
— Byłażby to słaba głowa i słabe serce! — mówiła do siebie, gdy znikł, oddalając się od niéj. — Czy mnie zrozumie?..
Potém nagle zwróciła się sama, wielkiemi krokami dążąc do Fougères, jakby się obawiała, aby nie pogonił za nią do wrót miasta, w którém znalazłby śmierć niechybną.
— No, i cóż, Fanszeto, cóż mówił do ciebie? — spytała wiernéj swéj Bretonki, gdy się nareszcie spotkały.
— Niestety! Maryo, litość we mnie wzbudził. Wy, wielkie damy, zabijacie człowieka słowami, bez litości!
— Cóż uczynił, gdy cię spotkał?
— Czyż on mnie widział, Maryo! Ach! on ciebie kocha!
— Kocha mnie, albo nie kocha! — odpowiedziała — oto dwa przypuszczenia, pomiędzy któremi jest dla mnie taż sama odległość, co między rajem i piekłem. Pomiędzy temi dwiema ostatecznościami niema tyle miejsca, żebym mogła stopę na niém oprzéć.
Tak spełniwszy przeznaczenie swoje, Marya oddać się mogła cała swéj boleści, a twarz jéj, dotąd ożywiona tylu różnemi uczuciami, zmieniła się tak raptownie, że po jednym dniu, podczas którego ciągle wahała się pomiędzy przeczuciem szczęścia i rozpaczą, straciła odrazu cały blask swéj piękności i całą świeżość, któréj zasadniczą cechą jest albo brak zupełny namiętności, albo upojenie rozkoszy.
Ciekawi poznać rezultat szalonego jéj przedsięwzięcia, Hulot i Korentyn przybyli odwiedzić Maryą zaraz prawie po jéj powrocie. Przyjęła ich z uśmiechem.
— No, i cóż? — rzekła do komendanta, widząc zafrasowaną jego fizyognomią, pełną pytającego wyrazu — lis powraca na wasz strzał i niezadługo odniesiecie świetne zwycięstwo!
— Cóż się stało? — zapytał niby obojętnie Korentyn, rzucając