w miłości swéj czerpała siły, do otrząśnięcia się z obejmującego ją lodowatego zimna złowrogich przeczuć.
— Korentynie — zawołała z uśmiechem udanéj wesołości — spodziewam się, że pozwolisz mi się ubrać.
— Maryo — tak, pozwól mi nazywać cię po imieniu! Ty mnie nie znasz jeszcze! Posłuchaj mnie, człowiek, mniéj nawet przewidujący niż ja, byłby już dojrzał miłość twoję dla margrabiego de Montauran. Ja-m ci kilkakrotnie już ofiarowywał serce moje i prosił cię o twoję rękę. Nie znajdujesz mnie godnym siebie, a może nawet i masz racyę, ale jeżeli w istocie jesteś zbyt wysoko położona, zbyt piękną i zbyt wielką dla mnie, to ja się postaram ściągnąć cię do mego poziomu. Moje ambitne dążenia i moje przekonania nie wzbudziły w tobie szacunku dla mnie i pod tym względem jesteś w błędzie. Ludzie nie warci są nawet tyle, ile ja ich cenię, to jest prawie nic. Ja z pewnością dosięgnę wysokiego stanowiska, którego zaszczyty pochlebią ci. Któż będzie w stanie kochać cię więcéj, któżby się więcéj poddał panowaniu twemu, jak nie człowiek, który cię kocha od lat pięciu! Jakkolwiek tém, co powiem, mogę się narazić na to, że poweźmiesz o mnie niekorzystną opinię, gdyż ty nie rozumiesz, aby można było przez nadmiar miłości wyrzec się osoby ubóstwianéj, to jednak chcę ci dać miarę bezinteresowności, z jaką cię uwielbiam. Nie kiwaj tak cudowną twą główką. Jeżeli margrabia cię kocha, zaślub go, ale przedewszystkiém przekonaj się o szczerości jego uczuć. Byłbym w rozpaczy, gdybym cię widział zawiedzioną, gdyż twoje szczęście nad moje własne przekładam. Moje postanowienie może cię zadziwić, ale przypisz je wyłącznie rozsądkowi człowieka, który nie jest dość głupim, aby chciał posiadać kobietę mimo jéj woli. To téż nie ciebie, tylko siebie samego obwiniam o bezskuteczność moich starań. Miałem nadzieję zdobyć serce twoje poświęceniem i poddaniem się, gdyż oddawna, jak wiesz, staram się uczynić cię szczęśliwą według mojéj myśli, aleś ty mnie niczém nagrodzić nie chciała.
— Cierpiałam pana przy sobie — rzekła dumnie.
— I dodaj przytém, że żałujesz i tego nawet.
— Czyż w samym wirze téj niecnej sprawy, do któréj mnie wplątałeś, mam panu jeszcze dziękować...
— Proponując ci sprawę istotnie, dla umysłów bojaźliwych, nie będącą bez zarzutu — odrzekł zuchwale — miałem tylko dobrobyt twój na myśli. Co do mnie, jakkolwiek będzie, czy uda mi się, czy nie, zawsze będę umiał wyzyskać rezultat ostateczny na korzyść moich projektów. Gdybyś wyszła za Montaurana, byłbym zachwycony, gdybym mógł służyć z korzyścią sprawie Bourbonów w Paryżu, gdzie jestem członkiem klubu Clichy. Otóż okoliczność, która
Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/231
Ta strona została skorygowana.