beczki. Biedna kobieta wzdychała przygotowując w trzech misach glinianych zupę z mleka, placuszków owych pokrajanych w drobne kawałki i kasztanów pieczonych.
— Bili się w polu, które należy do la Beraudiéra — rzekł chłopiec.
— Idź-no tam, zobacz — odpowiedziała matka.
Chłopak pobiegł, rozeznał przy świetle księżyca kupę trupów, nie znalazł pomiędzy niemi trupa swego ojca i powrócił pogwizdując wesoło. Po drodze podniósł parę sztuk pięciofrankowych zdeptanych przez zwycięsców i zapomnianych w błocie. Zastał on matkę siedzącą przy kominie i przędącą konopie. Wchodząc do izby uspokoił Barbettę znakiem przeczenia, ale i to nic nie pomogło, biedna kobieta nie śmiała uwierzyć w nic szczęśliwego, potém gdy dziesiąta godzina wybiła na wieży ś-go Leonarda, malec położył się spać odmówiwszy naprędce modlitwę do świętéj Anny z Auray.
Nad ranem, Barbetta, która nie zdołała usnąć, z radością usłyszała nareszcie odgłos kroków. Uderzenia podkówek o skałę zbliżały się ku drzwiom chaty i wkrótce Galope-Chopine ukazał się w progu.
— Dzięki memu świętemu patronowi — rzekł — któremu obiecałem piękną świecę woskową, Gars uratowany! Pamiętaj, kobieto, że już teraz jesteśmy winni świętemu trzy gromnice.
Potém Galope-Chopine pochwycił jednę z miar cydru i wychylił ją duszkiem do dna, a gdy żona podała mu miskę zupy, wzięła od niego karabin i posadziła go na ławie przy stole, rzekł przysuwając się do ognia.
— Ciekawość, jakim sposobem Błękitni i kontrszuanie przyszli aż tutaj. Bitwa była pod Florigny, jakiż więc dyabeł mógł im powiedziéć, że Gars jest u nas. Boć przecież nie wiedział o tém nikt, jeno on, jego piękna dziewka i my!
Kobieta zbladła.
— Kontrszuanie mnie oszukali, powiedzieli mi, że są z parafii Saint-Georges i że idą na pomoc Garsowi — odpowiedziała cała drżąca — i ja im powiedziałam, gdzie jest Gars.
Galope-Chopine zatrząsł się cały, zbladł, łyżka wypadła mu z ręki...
— Posłałam do ciebie chłopca naszego, żeby cię ostrzedz — mówiła daléj Barbeta jeszcze bardziéj przestraszona — ale cię już nie spotkał.
Szuan wstał i uderzył tak silnie swoję żonę, że nieszczęśliwa blada jak trup padła na łóżko.
— Babo przeklęta, zabiłaś mnie! — zawołał. Ale w téj chwili
Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/249
Ta strona została skorygowana.