Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/250

Ta strona została skorygowana.

przerażony podbiegł ku niéj — Barbetto — mówił łagodnie — Barbetto!? Matko Boska! toć ja ją zabiłem teraz!
— Nie — odrzekła otwierając oczy — nie! Ale czy myślisz, że Marche-a-Terre dowie się o tém?
— Gars — odparł Szuan — kazał się wywiedziéć, skąd wyszła ta zdrada.
— Ale czy to Marche-a-Terre...
— Marche-a-Terre i Pille-Miche byli pod Florigny.
Kobieta odetchnęła swobodniéj.
— Jeśli choć jeden włos spadnie z twojéj głowy — wykrzyknęła — to ja im za to gorzko zapłacę.
— Już mi się jeść nie chce — rzekł smutno Galope-Chopine odsuwając misę.
Barbetta przysunęła mu drugą miarę jabłeczniku, ale nie zwrócił nawet na to uwagi. Biednéj kobiecie łzy się zakręciły w oczach i potoczyły po jéj pomarszczonych policzkach.
— Słuchaj, kobieto — rzekł, trzeba jutro będzie rano nanosić chróstu na wprost ś-go Leonarda między skałami ś-go Sulpicyusza i zapalić tam ogień. Będzie to znak umówiony pomiędzy Garsem a starym proboszczem od ś-go Jerzego, który ma przyjść mszę mu odprawić.
— Jakto, więc Gars pójdzie do Fougères!?
— Tak, pójdzie do swojéj dziewki! Mam téż dziś dużo latania z tego powodu! Jak mi się zdaje, on się z nią ożeni i uwiezie ją, bo mi kazał iść wynająć konie i rozstawić je na drodze do Saint-Malo.
To powiedziawszy Galope-Chopine znużony przespał się parę godzin i poszedł wypełnić rozkazy wodza. Nazajutrz rano załatwiwszy wszystko, co mu Gars rozkazał, powróciła, a dowiedziawszy się, że Marche-a-Terre i Pille-Miche nie zaglądali przez cały dzień do chaty, uspokoił się sam i rozproszył niepokoje swéj żony tak, że prawie wesoła poszła na skały ś-go Sulpicyusza, gdzie poprzedniego dnia naprzeciw ś-go Leonarda nanosiła chróstu i przygotowała stos. Idąc wzięła ze sobą chłopca, który w drewnianym trzewiku niósł ogień.
Zaledwie syn i matka znikli za węgłem brogu, Galope usłyszał kroki dwóch ludzi przeskakujących ostatni z przełazów i spostrzegł przez gęstą mgłę dwa cienie niewyraźne sunące ku jego chacie.
— To Pille-Miche i Marche-a-Terre — pomyślał sobie i zadrżał.
Dwóch Szuanów ukazało w podwórzu ponure swe twarze, które pod wielkiemi ich kapeluszami wyglądały jak figury, jakie widujemy na starych sztychach pejzażów.