— Oto jest, proszę pani, chłopak, który się przed niczém nie cofnie. On osaczy twój dom dobrze i bądź pewna, że czy ex-margrabia będzie chciał wyjść, czy wejść, on go dopatrzy i nie chybi.
Gudin odszedł z dziesięcioma ludźmi.
— Czy pani wiész dobrze, co robisz? — mówił cicho Korentyn do panny de Verneuil.
Nie odpowiedziała mu wcale. Z pewnym rodzajem dzikiéj radości widziała oddalających się tych dziesięciu ludzi z podporucznikiem na czele, idących na plac Promenady, podczas gdy inni z rozkazu Hulota zajmowali stanowiska wzdłuż ciemnych spadzistości ś. Leonarda.
— Są jeszcze domy, które dotykają do mojego — rzekła do komendanta — trzeba i je téż obsaczyć. Nie wypada, żebyśmy sobie mogli wyrzucać, żeśmy zapomnieli o jakiéjkolwiek ostrożności.
— Wściekła się chyba — pomyślał Hulot.
— Czy nie dobrym jestem prorokiem? — szepnął do ucha komendanta Korentyn. — U jéj drzwi postawię znanego wam, obywatelu, chłopaka, czerwoną nóżkę, bądź więc zupełnie spokojny...
Nie mógł daléj mówić. Panna de Verneuil nagłym ruchem się zwróciła i pobiegła ku domowi. Za nią pośpieszył także Korentyn, pogwizdując wesoło. Dopędził jéj, gdy już prawie wchodziła na podwórze. Spotkali tu syna Galope-Chopine’a.
— Pani — rzekł Korentyn — weź ze sobą tego chłopca. Będziesz z niego miała najzręczniejszego i najniewinniejszego posłańca.
Widząc, że go prawie nie słucha, a może i nie słyszy, odwrócił się do malca i szepnął mu pocichu:
— Jak tylko zobaczysz, że Gars już przyszedł, nie mów nic nikomu, nie zważaj na to, co ci będą mówili, tylko uciekaj wprost do mnie na odwach na placu, a ja ci dam tyle pieniędzy, że będziesz miał za co jeść placek świeży przez całe życie!
Malec, który uchem chłonął wyrazy Korentyna, ścisnął go tylko za rękę i pobiegł w ślad za panną de Verneuil.
— Teraz, moi kochankowie mili, możecie się porozumiewać, jak wam się podoba! — rzekł Korentyn, gdy się drzwi za Maryą zamknęły. — Będziesz ją miał, margrabio przeklęty, lecz na swym własnym całunie.
Korentyn jednak nie mógł tego przemódz na sobie, aby spuścić z oka ten dom fatalny, poszedł więc na płac Promenady, gdzie zastał Hulota, wydającego jeszcze ostatnie rozkazy. Noc téż wkrótce zapadła. Dwie godziny upłynęło, a żadna z wart, ustawionych jedna za drugą w pewnéj od siebie odległości, nie dostrzegła nic, coby mogło naprowadzić na podejrzenie, że margrabia przedostał
Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/270
Ta strona została skorygowana.