Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/273

Ta strona została skorygowana.

nieruchomość martwéj natury. Niebezpieczeństwo dla Szuanów niedługo trwało, Korentyna bowiem odciągnął stąd niebawem wyraźny szelest, jaki posłyszał na drugim końcu Promenady, tam, gdzie kończył się mur, a zaczynała spadzista ścieżka, w skale wykuta prowadząca brzegiem skały do schodów królowéj.
W chwili, gdy Korentyn przybył na tę krawędź, spostrzegł postać jakąś, wynurzającą się z mgły jakby czarodziejskim sposobem, a gdy wyciągnął rękę, aby pochwycić tę fantastyczną, czy téż realną istotę, któréj nie przypisywał dobrych zamiarów, napotkał kształty okrągłe i delikatne kobiety.
— Niech was dyabli porwą, kobiecino! — zawołał z gniewem. — Gdybyście byli napotkali kogo innego zamiast mnie, moglibyście byli dostać kulką w łeb... Ale gadajcie prędko, skąd idziecie i dokąd dążycie o tak późnéj porze? No! czyś zaniemiała!
A w duchu pomyślał sobie:
— Czy to tylko w istocie jest kobieta?
Milczenie dłuższe było niemożliwém i stawało się coraz bardziéj podejrzane; nieznajoma więc odpowiedziała głosem, zdradzającym wielki przestrach:
— Ach! jegomościu miłosierny, wracam od choréj ciotki, ot, tam, na przedmieściu!
— Aha! to owa niby matka margrabiego! — pomyślał sobie Korentyn. — Zobaczymy, co będzie robiła.
A głośno dodał, udając, że jéj nie poznaje:.
— No to idźcież tędy, stara! Nalewo! ot, tędy, jeśli nie chcecie pokosztować prochu!
I stanął, pokazując jéj ścieżkę, lecz gdy spostrzegł, że pani du Gua nieco daléj zwróciła znowu swoje kroki ku wieży Papegant, posunął się za nią pod ścianą z prawdziwie kocią zręcznością.
Tymczasem Szuani pozeskakiwali ze stromego wierzchołka i bardzo zręcznie ukryli się około kupy nawozu, ku któréj dążył i o któréj mówił Marche-a-Terre.
— Otóż i ona! — rzekł sam do siebie Marche-a-Terre, wspinając się na palce i posuwając pod murem, jak niedźwiedź.
— Jesteśmy tu — szepnął jéj.
— Dobrze! — odrzekła pani du Gua. — Jeżeli znajdziesz drabinę do dworku, którego ogród wznosi się o sześć stóp ponad kupą nawozu, Gars będzie ocalony! Widzisz tam to okienko owalne? Wychodzi ono z gabineciku obok jéj sypialni. Otóż tam właśnie dostać się trzeba. Ten kraj wieży, u stóp którego stoicie, jest jedyny nieobsadzony. Konie są przygotowane, i jeżeli tylko ubezpieczyłeś przejazd przez Nançon, za kwadrans powinniśmy już być zupełnie bezpieczni, mimo jego szaleństwa. Ale pamiętaj, Marche-a-Terre,