Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/278

Ta strona została skorygowana.

gorącéj i szalonéj! ale chciéć mnie posiadać na zimno, bez miłości i pisać do téj!..
— Do kogoż ja pisałem? — zapytał ze zdziwieniem, w którém nie udanego być nie mogło.
— Do téj istoty czystéj i niewinnéj, która zabić mnie chciała...
Teraz margrabia zbladł, jak chusta, zgniótł w ręku ramię fotelu, o które był oparty, i wykrzyknął:
— Jeżeli pani du Gua dopuściła się nowéj jakiéjś podłości...
Panna de Verneuil poczęła szukać listu, a nie znajdując go, zawołała Fanszety.
— Gdzie jest list?
— Pan Korentyn go wziął.
— Korentyn! Ach! teraz wszystko rozumiem! On list sfałszował, on mnie oszukał, jak on oszukiwać umie, ze sztuką iście szatańską!
Ze strasznym krzykiem rzuciła się na sofę i potok łez oblał jéj lice. Wątpliwość równie była straszną, jak pewność. Margrabia upadł u jéj nóg, przycisnął ją do serca i powtarzał dziesięćkroć te same słowa, innych znaleść nie mogąc.
— Czegoż płaczesz, mój aniele? Cóż w tém złego z twojéj strony? Twój gniew pełen jest miłości! Nie płacz, ja cię kocham! kocham cię, kocham na zawsze!
Nagle uczuł się ściśniętym w jéj objęciach z siłą nadnaturalną i wśród łkania usłyszał pytanie:
— Czy mnie kochasz jeszcze?
— Czy możesz wątpić! — odpowiedział tonem prawie melancholijnym.
Wyrwała się z jego objęć i odskoczyła o dwa kroki, jakby przerażona i zmieszana zarazem.
— Czy ja wątpię? — powtórzyła.
Margrabia uśmiechnął się z tak słodką ironią, że słowa jéj na ustach zamarły. Pozwoliła wziąć się za rękę i doprowadzić aż do progu drzwi salonu, w którego głębi ujrzała ołtarz, urządzony naprędce podczas jéj nieobecności. Na środku stał ksiądz, przybrany w kapłańskie szaty. Świece woskowe zapalone rzucały dokoła blask tak słodki, jak nadzieja. W dwóch mężczyznach, którzy jéj ukłon złożyli, gdy przechodziła, poznała hrabiego de Bauran i barona du Guénic, dwóch świadków, wybranych przez Montaurana.
— Czy jeszcze wątpisz i czy mi jeszcze odmawiasz? — spytał pociehu margrabia.
Ka ten widok nagle Marya cofnęła się do swego pokoju, upadła na kolana i podniosła ku niemu złożone dłonie, wołając:
— Przebacz mi! przebacz! ach! przebacz!