Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/29

Ta strona została skorygowana.

nogach Szuana dały się widziéć grube podkute trzewiki, jakie nosili „strzelcy króla“. Za pierwszym okrzykiem, wydanym przez Szuanów, rekruci poskoczyli pomiędzy drzewa naprawo, podobni do gromady ptactwa, które ulatuje za zbliżeniem się wędrowca.
— Strzelajcie na tych kundlów — zawołał Hulot.
Kompania dała ognia, ale rekruci potrafili zabezpieczyć się przed strzałami, przycisnąć się z tyłu do drzew; a zanim powtórzono ogień, już ich nie było.
— Oto są legiony departamentowe! A co? — rzekł Hulot do Gérarda!— Trzeba być głupim, jak dyrektoryat, ażeby liczyć na rekrutów z tych okolic. Zgromadzenie zrobiłoby lepiéj, nie wotując tyle mundurów, pieniędzy, amunicyi, ale nam je dając.
— Te ropuchy wolą swoje suchary od chleba pieczonego na prochu! — rzekł Beau-Pied, dowcipniś kompanii.
Na te słowa śmiechy i urągania żołnierzy republikańskich poleciały za dezerterami, ale za chwilę zapanowała znów cisza. Ujrzano złażących mozolnie po pochyłości wzgórza dwóch strzelców, których komendant wysłał dla przeszukania lasku po prawéj. Lżéj ranny podtrzymywał drugiego, który broczył krwią swoją pagórek. Obydwaj biedacy dotarli do połowy stoku, gdy Marche-a-Terre pokazał swą twarz obrzydliwą i wycelował tak dobrze w żołnierzy, że obadwaj padli za jednym strzałem staczając się powolnie do rowu. Zaledwo dostrzeżono grubą jego głowę, trzydzieści luf podniosło się ku niemu, ale Szuan, jak senna fantasmagorya, znikł po-za fatalnemi pękami dębów. Wypadki te, których opis wymaga tylu wyrazów, odegrały się w jedném mgnieniu oka; poczém w jednym także momencie, patryoci i żołnierze z tylnéj straży połączyli się z resztą eskorty.
— Naprzód! — zawołał Hulot.
Kompania ruszyła pędem na wzniesione a odkryte miejsce, na którém stała pikieta, tu komendant ustawił kompanię do boju; wszakże nie dostrzegł żadnéj demonstracyi nieprzyjacielskiéj ze strony Szuanów i sądził, że uwolnienie nowozaciężnych było jedynym celem zasadzki.
— Hałas, jaki robią — rzekł do oficerów, wskazuje mi, że niema ich dużo. Maszerujmy więc pośpiesznie, a może zdołamy dotrzeć do Ernée bez szwanku.
Słowa te, dosłyszawszy jeden z dobrze myślących patryotów, wystąpił z szeregów i stanął, salutując przed Hulotem.
— Mój gienerale — rzekł, odbywałem już kompanię z Szuanami. Czy mogę wtrącić dwa słowa?
— Adwokat z niego! musi bywać codziennie na audyencyi —