Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/34

Ta strona została skorygowana.

— Zamilczcież panowie, chcę słyszéć, jak morduję! — zawołał Beau-Pied.
Ten żart wzmocnił ducha Błękitnych. Zamiast bić się na jedném miejscu, republikanie poczęli bronić się teraz na trzech różnych punktach płaskowzgórza, a huk strzałów budził tysiączne echa w spokojnych doniedawna wąwozach.
Walka taka mogłaby toczyć się długo jeszcze bez rezultatu, aż obu stronom zabrakłoby walczących. Szuanie i Błękitni rozwijali jednakie męstwo. Wściekłość wzmagała się po obu stronach, gdy w pewnéj odległości dał się nagle słyszéć stłumiony huk bębna; sądząc wedle kierunku, jaki przybierał, oddział wojska zbliżał się ku dolinie Couësnon.
— To gwardya narodowa z Fougères! — zawołał silnym głosem Gudin; widocznie spotkał się z nią Vannier na drodze!
Na ten okrzyk, który dobiegł do uszów młodego szefa Szuanów i jego dzikiego pomocnika, rojaliści poczęli się cofać, ale zatrzymało ich gwałtowne odezwanie się rozjuszonego Marche-a-Terre’a. Po kilku poleceniach w narzeczu niższo-bretońskiém wydanych cichym głosem przez komendanta a przesłanych dalszym szeregom Szuanów przez Marche-a-Terre’a, wykonali oni odwrót z taką zręcznością, iż zmieszało to republikanów a nawet Hulota. W pierwszym szeregu ustawili się najsilniejsi zpomiędzy Szuanów, tworząc poważny front, po-za którym postępowała reszta żołnierzy wraz z rannemi, nabijając pierwszym strzelbę. Poczém nagle z tą zwinnością, któréj dowody złożył niedawno Marche-a-Terre, ranni zajęli wierzchołek wzgórza rozlegający się po prawéj stronie gościńca a tuż za nami poczęła wdrapywać się na pochyłość i część zdrowych żołnierzy. Niebawem widać było tylko energiczne ich głowy. Zrobili tam bowiem coprędzéj z drzewa szaniec i skierowali zpoza niego lufy strzelb na resztki eskorty, która za ponowionym rozkazem Hulota zbierała się tymczasem w wyciągniętą linią, ażeby wzdłuż gościńca przeciwstawić Szuanom front równy im siłą. Ci cofali się zwolna i, broniąc terenu, kierowali się w taki sposób, aby zostawać pod osłoną ognia swych towarzyszy. Skoro zaś dosięgli rowu, zamykającego drogę, poczęli wdrapywać się także na pochyłość, której wierzchołek był już zajęty przez drugą część oddziału i połączyli się szczęśliwie z niemi, wytrzymując dzielnie ogień republikanów, którzy strzelali tak celnie, iż rów niebawem napełnił się trupami Szuanów. Żołnierze, którzy byli u szczytu wzgórza, odpowiadali ogniem nie mniéj morderczym.
W téj chwili gwardya narodowa z Fougères przybyła krokiem pośpiesznym na plac boju a zjawienie się jéj zakończyło sprawę. Gwardziści i kilku gorętszych żołnierzy przebyli już rów drogi, by