Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/55

Ta strona została skorygowana.

we Włoszech. Większa część z nich, jak i sam Hulot, należeli do resztek tych sławnych batalionów, które kapitulowały w Moguncyi pod obietnicą, że nie będą użyte na granicach; armie nazywały ich Moguntczykami. Trudno było znaleść żołnierzy i oficerów, którzyby lepiéj się rozumieli.
Nazajutrz po wyruszeniu w pochód Hulot i dwóch jego przyjaciół znajdowali się o wczesnym poranku na drodze Alençońskiéj, o milę blisko od tego miasta ku Mortagne, w okolicy rozległych pastwisk, użyźnionych nurtami Sarthy. Malownicze widoki tych łąk ścielą się kolejno po lewéj stronie, podczas gdy prawa, okrążona grubemi pniami drzew łączących się z wielkim borem Menil-Proust, tworzy jakoby tło dla rozkosznych widoków nadbrzeża. Ścieżki po obu stronach drogi graniczą z przekopami, których ziemia, wyrzucana ustawicznie na rolę, wytworzyła rodzaj pagórków, uwieńczonych krzewami kolczatego jałowcu. Krzew ten, bujnie się gałężący dostarcza w zimie wybornego pokarmu dla koni i zwierząt; gdy zaś nie był spaszonym, Szuanie kryli się wygodnie w ciemnozielonych jego gęstwinach. Te wzgórki i ten jałowiec, zwiastujące podróżnemu sąsiedztwo Bretanii, sprawiały, że część ta drogi nie mniéj była niebezpieczną, jak piękną.
Niebezpieczeństwa, które zagrażały podróżnym na drodze z Mortagne do Alençon i z Alençon do Mayenny, wywołały potrzebę wyruszenia Hulota w drogę; i oto zarazem powód gniewu, którego nie zdołał utaić. Eskortował on starą pocztową landarę, strudzeni jego żołnierze musieli postępować zwolna. Kompania Błękitnych, należąca do garnizonu w Mortagne, która straszliwy ten wehikuł konwojowała aż do granic ich etapu, gdzie Hulot ich zastąpił w służbie, słusznie nazywanéj piłą patryotyczuą, powróciła do Mortagne. Widać ją było jeszcze na widnokręgu, jak czarny punkcik. Jedna z obu kompanij starego republikanina trzymała się nieco w tyle, druga wyprzedzała karetę.
Hulot, który znajdował się pomiędzy Merlem i Gérardem, w połowie drogi pomiędzy awangardą i wozem pocztowym, rzekł nagle do nich:
— Do stu piorunów! Czy sądzicie, że to dla konwojowania dwóch spódnic, które znajdują się w furgonie, gienerał wysłał nas z Mayenny?
— Ależ, komendancie — rzekł z uśmiechem Gérard, gdyśmy zajęli pozycye nasze w obliczu obywatelek, salutowałeś je z miną wcale nie tak zadąsaną.
— Infamia! Ci strojnisie paryscy każą nam czuwać nad swemi samiczkami! Czy godzi się tak ubliżać dobrym i dzielnym patryotom, każąc im robić honory babskiéj jupce? O! co do mnie, ja idę