Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/61

Ta strona została skorygowana.

nie poddałabym się ich zamiarom, gdybym w téj nikczemnéj farsie nie doznała wzruszenia grozy pomieszanéj z miłością, które mię skusiło. Zresztą nie chciałam zejść z tego marnego świata, nie dotknąwszy kwiatu, który mię może zabije. Ale pamiętaj, dla honoru mojéj pamięci, że gdybym była szczęśliwa, widok ostrego ich noża, gotowego spaść na mą głowę, nie zmusiłby mię przyjąć roli w téj tragiedyi. O! bo to jest tragiedya... Teraz — dodała z giestem zniechęcenia — gdyby go odwrócono, rzuciłabym się w nurty Sarthy; i nie byłoby to samobójstwem, nie żyłam jeszcze dotąd.
— Ach! święta Panienko z Auray, przebacz jéj — westchnęła boleśnie Fanszeta.
— Czego się trwożysz? — Drobne przygody życia powszedniego nie podniecają mych namiętności, wiesz o tém. To złe dla kobiety; ale dusza moja posiada jakąś wyżéj nastrojoną wrażliwość, która łaknie najgwałtowniejszych wzruszeń... Mogłabym być, jak ty, słodkiém, potulném stworzeniem... I dlaczegoż podniosłam się nad płeć moję czy też niżéj upadłam od niéj? Ach! jak szczęśliwą jest żona Bonapartego... Słyszysz, umrę młodo, jeżeli przestanę czuć rozkosz tam, gdzie krew jest do picia, jak mówił biedny Danton. Ale zapomnij o tém, co mówię — to mówiła kobieta pięćdziesięcioletnia. Bogu dzięki! piętnastoletnie dziewczę odezwie się za chwilę.
Młoda towarzyszka drżała. Ona jedna znała porywczy i wrzący charakter swojéj pani. Ona jedna wtajemniczoną była w misterya téj duszy, pochopnéj do egzaltacyi, w uczucia téj istoty, która biegła dotąd za życiem, jak za niepochwytnym cieniem, pragnąc go ująć. Posiawszy pełną dłonią, a nic nie zbierając, kobieta ta pozostała dziewicą, ale nawskroś podrażnioną mnóstwem niezaspokojonych pragnień. Znużona walką bez przeciwnika, doszła w zwątpieniu swojém do tego, iż przenosiła dobre nad złe, jeżeli zawierało rozkosz, złe nad dobre, jeżeli przedstawiało jakąś poezyę, nędzę nad mierność, jako coś wznioślejszego, ponurą i nieznaną przyszłość śmierci nad życie ubogie w nadziei, a nawet w cierpieniu. Nigdy tyle prochu nie oczekiwało iskry, nigdy tyle bogactwa uczucia na pochłonięcie, nakoniec nigdy córka Ewy nie miała tyle złota w swojéj glinie. Podobna do ziemskiego anioła, Fanszeta czuwała nad tą istotą, w któréj podziwiała doskonałość, wierząc, iż spełnia niebieskie posłannictwo, zostawując ją dla chóru serafinów, z którego sądziła ją wygnaną na odpokutowanie grzechu pychy.
— Oto dzwonnica Alençońska — odezwał się „kawaler“ zbliżając się do powozu.
— Widzę — odrzekła sucho młoda kobieta.