Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/76

Ta strona została skorygowana.

eskorta jest rzeczą nie-do-pogardzenia. Jesteśmy już prawie towarzyszami podróży, jedźmy więc razem do Mayenny.
Syn i matka zawahali się. Widocznie naradzali się wspólnie wzrokiem.
— Nie wiem, pani — odpowiedział młody człowiek — czy jestto z méj strony dosyć ostrożnie wyznać, że interesa wielkiéj wagi wymagają obecności naszéj téj nocy w okolicy Fougères i że dotąd nie znaleźliśmy środków transportu, ale kobiety są z natury tak szlachetne, że wstydziłbym się nie miéć do pani zaufania. Niemniéj — dodał — zanim się oddamy w ręce pani, chcielibyśmy wprzód wiedziéć, czy się stamtąd będziemy mogli wydostać cali i zdrowi? Czy pani jesteś królową czy niewolnicą swojéj eskorty? Wybacz pani tę otwartość, ale wyznam pani, że w położeniu jéj widzę coś nienaturalnego...
— Żyjemy w czasach, w których nic z tego, co się robi, nie jest naturalném. Wierzcie mi państwo, że możecie przyjąć moję ofiarę bez skrupułu, nie obawiając się żadnéj zdrady w téj propozycyi uczynionej przez kobietę, która nie przejmuje się politycznemi sympatyami ani nienawiściami.
— Podróż taka wspólna nie będzie wolną od niebezpieczeństw — rzekł młodzieniec, wzrokiem nadając odpowiedzi téj znaczenie, jakiego miéć się nie zdawała.
— Czyż pani się boisz jeszcze? — zapytała z ironicznym uśmiechom — ja nie widzę niebezpieczeństwa dla nikogo.
— Czyż kobieta, która to mówi, jest tą samą osobą, któréj spojrzenie zdradzało przed chwilą tyle pokrewnych z mojemi namiętnościami? — pomyślał w duchu marynarz. Coś w tém jest. Miejmy się na baczności.
W téjże chwili krzyk ostry i przenikliwy puhacza, który zdawał się pochodzić ze szczytu komina, zahuczał w powietrzu, jakby sygnał ostrzegający.
— Co to jest? — zawołała panna de Verneuil. To niedobra wróżba dla naszéj wspólnéj podróży. Cóż-to za dziwne puszczyki, które w biały dzień krzyczą? — dodała z giestem zdumienia.
— Czasami to się zdarza — zauważył ironicznie młody człowiek. A może téż — dodał — my pani przyniesiemy nieszczęście? Czy nie to pani na myśl przyszło? Jeżeli tak, to lepiéj nie jedźmy razem.
Słowa te wyrzekł z takim spokojem i naturalną delikatnością, że panna de Verneuil uczuła się ich akcentem zdziwioną.
— Panie — odrzekła z arystokratyczną, wyzywającą grzecznoścą — ja wcale niémam zamiaru zmuszać państwa do czegokol-