Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/79

Ta strona została skorygowana.

będziesz go eskortował aż do Mayenny? Jeżeli tak, to pojedzie w dyliżansie, razem z panią, a swoją matką. Bez żadnych uwag!.. Ja tak chcę!.. Co jeszcze? — dodała, widząc, że Hulot krzywi się po swojemu — czy jeszcze znajdujesz go podejrzanym?
— Rozumie się, i bardzo nawet.
— Cóż chcesz z nim zrobić?
— Nic, chyba orzeźwić mu nieco głowę szczyptą ołowiu... To sobie trzpiot; trzeba mu tego — odpowiedział ironicznie republikanin.
— Żartujesz, komendancie.
— No, co tam gadać, kolego! — rzekł Hulot, zwracając się do marynarza i dając mu znak głową. — Chodźmy i nie marudźmy!
Na to nowe wyzwanie Hulota panna de Verneuil uśmiechnęła się ze spokojną pewnością siebie.
— Nie słuchaj go, obywatelu! — zawołała, osłaniając młodzieńca ruchem, pełnym godności i dumy.
— O, jakaż ona piękna! — szepnął marynarz do matki, któréj brwi szybko się ściągnęły.
Na twarzy Paryżanki zaigrały rozmaite uczucia, podrażnione tą sceną, które w nowém świetle przedstawiły imponującą jéj piękność.
Fanszeta, pani du Gua, jéj syn, wszyscy się podnieśli.
Panna de Verneuil szybkim ruchem stanęła pomiędzy niemi a komendantem, który uśmiechał się nieprzyjemnie, i odpięła dwie pętlice u swego kaftana. Potém, działając pod wpływem tego zaślepienia, które zwykle owłada kobietą w chwilach, gdy miłość własna jéj dotkliwie czuje się podrażnioną, a przytém żądna niecierpliwie okazania swéj władzy, jak dziecko, które chce wypróbować zabawkę, jaką świeżo dostało, wyjęła z kieszonki list otwarty i pokazała go Hulotowi.
— Czytaj to, obywatelu! — zawołała, wybuchając tryumfującym śmiechem.
I odwróciła się ku młodzieńcowi, rzucając mu z upojeniem zwycięstwa spojrzenie, w którém złośliwość mieszała się z gorącym wyrazem miłości. Czoła obojga wypogodziły się, radość zarumieniła ich twarze, tysiące różnych myśli, sprzecznych ze sobą, obudziło się w ich głowach.
Pani du G-ua z tego jednego spojrzenia odgadła, że pobudką szlachetnego kroku panny de Verneuil była raczej miłość, niż współczucie — i nie pomyliła się wcale. Piękna podróżna dostrzegła badawcze spojrzenie pani du Gua i w pierwszéj chwili zarumieniła się i zasłoniła skromnie powiekami oczy, domyślając się, co odgadła