Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/80

Ta strona została skorygowana.

Paryżanka. Niezwłocznie jednak podniosła je znowu dumnie i odważnie spojrzała po wszystkich.
Hulot z przerażeniem zwrócił pannie de Verneuil ów list, kontrasygnowany przez ministrów i nakazujący wszystkim władzom posłuszeństwo dla rozkazów téj tajemniczéj osóbki. Wtém wydobył szpadę z pochwy, złamał ją na kolanie i rzucił jéj drzazgi na ziemię.
— Musisz wiedziéć zapewne, obywatelko, co robisz i co masz robić, ale każdy republikanin ma swoje przekonanie i swoję dumę — rzekł Hulot. — Ja nie mogę służyć tam, gdzie rozkazują dziewczęta. Pierwszy konsul jeszcze dziś wieczorem otrzyma moję dymisyą. Inni mogą cię słuchać, ale nie Hulot. Tam, gdzie przestaję rozumiéć, przestaję działać, szczególniéj, jeżeli obowiązkiem moim jest działać ze zrozumieniem.
Na chwilę zapanowała cisza. Przerwała ją panna de Verneuil, która postępując ku komendantowi, wyciągnęła do niego rękę i rzekła:
— Komendancie, chociaż masz długą i straszną brodę, ale to nic nie szkodzi: pozwalam ci pocałować mą rękę. Jesteś człowiekiem!.
— I szczycę się tém — odpowiedział, całując trochę niezręcznie podaną sobie rękę. — A co do ciebie, kolego — dodał, zwracając się do marynarza i grożąc mu — pamiętaj, że z ciasnéj wydobyłeś się dziupli.
— Mój komendancie — odparł, śmiejąc się, młodzieniec — dosyć tych żartów. Jeżeli chcesz, pójdę z tobą do biura okręgowego.
— A czy weźmiesz ze sobą twego tajemniczego puszczyka, tego, co go zowią Marche-a-Terre’m?
— Jakiego Marche-a-Terre’a? — zapytał marynarz z oznakami szczerego zdumienia.
— Czy nie słyszałeś krzyków puszczyka? Czy nie gwizdano przed chwilą?
— To cóż? — odparł marynarz. — Co ma wspólnego gwizdanie i krzyk puszczyka ze mną? pytam się ciebie. Myślałem, że twoi żołnierze, którym tu przyjść kazałeś dla zaaresztowania mnie, uprzedzili cię w ten sposób o swojém przybyciu.
— Czy naprawdę tak myślałeś?
— Cóżeś chciał, żebym myślał innego, dla Boga! Lepiéj oto wypróżnij twój kieliszek. To bordeaux jest doskonałe...
Zdziwiony swobodą marynarza w tak krytycznéj chwili, młodém wejrzeniem twarzy, któréj dziecięcego prawie wyrazu dodawały pukle blond włosów, starannie zafryzowane, komendant najrozmaitsze w myśli począł robić przypuszczenia. Zauważył on panią du Gua,