Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/81

Ta strona została skorygowana.

która starała się zgłębić tajemnicę spojrzeń, jakie zamienił jéj syn z panną de Verneuil, i nagle zapytał ją:
— Ile masz lat, obywatelko?
— Niestety! panie komendancie, prawa naszéj rzeczypospolitéj są wielce okrutne! Mam lat trzydzieści osiem.
— Żeby mię w téj chwili miano rozstrzelać, nie wierzę, nie mogę wierzyć temu wszystkiemu. Marche-a-Terre tu gdzieś jest; on gwizdał; wy jesteście Szuanie... i basta!.. Do pioruna! każę otoczyć karczmę i przetrzęsę ją od piwnic do strychów!..
W téj chwili słowa komendanta przerwało gwizdanie sygnałowe, wielce podobne do poprzedniego. Głos ten zdawał się pochodzić z podwórza. Komendant wybiegł na korytarz i na szczęście nie dostrzegł bladości, która na ostatnie jego wyrazy pokryła lica pani du Gua. Na podwórzu zobaczył Hulot pocztyliona, który, zakładając konie do karetki, gwizdał sobie spokojnie. Na ten widok podejrzenia go opuściły, tak mu nieprawdopodobném i śmieszném się wydało, aby Szuanie znaleźli się w środku miasta, i wrócił uspokojony.
— Przebaczam mu, ale kiedykolwiek późniéj zapłaci mi on drogo za tę chwilę straszną, którą przebyliśmy z jego łaski — rzekła stanowczym głosem pani du Gua do ucha synowi, podczas gdy komendant powracał do izby.
Na twarzy poczciwego żołnierza widać było wyraźnie walkę, jaką w umyśle jego staczała wrodzona dobroć z surowością włożonych na niego obowiązków. Zachował ostry wyraz oblicza, może dlatego, że uwierzył w swoję własną omyłkę, i zbliżywszy się powoli do stołu, wziął w rękę kieliszek.
— Daruj mi, kolego — rzekł — ala wasza szkoła przysyła oficerów tak młodych...
— Ale czyż bandyci mają jeszcze młodszych, niż armia? — zapytał z uśmiechem oficer.
— Za kogoż, obywatelu, uważałeś mego syna? — spytała pani du Gua.
— Za dowódcę, którego Szuanom i zbójcom wandejskim przysyła rząd angielski, który mieni się „Garsem“, a nazywa się margrabią de Montauran.
Komendant jeszcze zpod oka badał, mówiąc te słowa, twarze obu podejrzanych osób, które spoglądały na siebie z przybranym wyrazem, dającym się streścić w dyalogu:
— Czy znasz co podobnego? — Nie. — A ty? — I ja nie! — Więc cóż on nam tu baje? — Śniło mu się! Potém zwykle następuje w takich razach krzykliwy i głośny śmiech głupoty, któréj się zdaje, że odniosła tryumf.
Nagłą zmianę w obejściu się i pewne osłupienie Maryi de Ver-