Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/82

Ta strona została skorygowana.

neuil, gdy usłyszała nazwisko gienerała żołnierzy królewskich, zauważyła tylko Fanszeta, dla któréj zrozumiałemi były najlżejsze i niedostępne dla innych odcienie tej pięknej twarzy.
Hulot, zupełnie już oszołomiony, podniósł z ziemi kawałki swojéj szpady, spojrzał na pannę Verneuil, któréj energiczne wystąpienie mocno ujęło wiarusa, i rzekł:
— Co zaś do nas, obywatelko, już się nie cofam. Jutro połamaną moję szpadę otrzyma Bonaparte... Chyba że...
— Cóż mnie obchodzi Bonaparte, wasza rzeczpospolita, Szuanie, król i jakiś tam Gars jeszcze! — wykrzyknęła panna de Verneuil, nie mogąc utaić niezbyt przyzwoitego uniesienia.
Nieznane zachcianki lub téż namiętność nadawały postaci jéj blask tak świetny, że widać było, jak świat cały staje się dla niéj niczém od chwili, gdy zobaczyła na nim kogoś jednego... Ale nagle uspokoiła się, jak znakomity aktor, na którym spoczywają wszystkie spojrzenia zachwyconych widzów.
Komendant zerwał się wreszcie z miejsca i wyszedł. Niespokojna i niepewna panna de Verneuil dogoniła go w korytarzu i zapytała tonem bardzo poważnym:
— Powiedz mi teraz, komendancie, czy miałeś istotne powody do podejrzenia, iż ten młody oficer jest właśnie owym przywódcą Szuanów, którego zwą Garsem?
— Do pioruna, panienko! rozumie się, że miałem. Ten, który ci towarzyszy, przyszedł do mnie i doniósł mi, że podróżni i nasz kuryer zostali zamordowani przez Szuanów, o czém już wiedziałem. Ale czego nie wiedziałem, to nazwisk tych pomordowanych. On mi powiedział, że nazywali się oni: du Gua Saint-Cyr!
— Ach! jeżeli tylko Korentyn przyłożył się do tego, to już niczemu się nie dziwię! — zawołała z giestem wstrętu.
Komendant oddalił się, nie śmiejąc podnieść oczu na pannę de Verneuil, któréj wielka piękność i dla niego poczynała być niebezpieczną.
— Gdybym został jeszcze ze dwie minuty, byłbym zrobił głupstwo i zgodził się sam ją eskortować — mówił do siebie, zstępując ze schodów.
Widząc młodzieńca z oczyma utkwionemi w drzwi, ktoremi wyszła panna de Verneuil, pani du Gua zbliżyła się i szepnęła mu do ucha:
— Zawsze ten sam! Przyczyną twéj zguby będzie tylko kobieta. Lalka jakaś może pana tak zająć, że zapominasz o wszystkiém. Dlaczego zgodziłeś się na to, aby razem z nami usiadła do stołu? Czyż to może być panna de Verneuil, osoba, która przyjmuje zaproszenia ludzi obcych, którą Błękitni eskortują i która roz-