braja ich jakimś listem zachowanym na wszelki przypadek, jak bilecik miłosny u stanika! Musi to być jedna z tych nędznic, za pomocą których Fouché chce pana pochwycić, a list który mu pokazała, jest pewno dany na to, aby cię wydać Błękitnym.
— Co pani mówisz — odrzekł młodzieniec cierpkim tonem, który dotkliwie uczuła kobieta, gdyż nagle zbladła — wszakże szlachetny jéj uczynek zadaje kłam tym podejrzeniom. Pomnij zawsze, że tylko interes króla nas łączy. Czy u tych stóp, u których już klęczał Charette, może uklęknąć jeszcze kto inny? Czyliż świat cały, odkąd jego już niéma, nie jest dla pani pustym? Czyż znalazłaś już inny cel w życiu, jak zemstę za niego?
Kobieta stała milcząca i zatopiona w myślach, jak człowiek, który z brzegu widzi tonące w morzu swoje skarby, i czém bliżéj ich utraty, tém goręcéj posiadać je pragnie. Gdy panna de Verneuil wróciła do pokoju, młody człowiek zamienił z nią uśmiech i spojrzenie figlarne. Jakkolwiek przyszłość wydawała się niepewną, jakkolwiek przelotny był stosunek, przepowiednie nadziei tém słodszemi się im zdawały. Spojrzenie to, choć błyskawiczne tylko, nie zdołało jednak ujść natężonéj uwagi pani du Gua, która je zrozumiała. To téż czoło jéj zmarszczyło się a fizyognomia nie zdołała ukryć budzących się uczuć zazdrości. Fanszeta pilnie się przyglądała. Widziała ona błyski jéj oczu, grę i rumieniec na twarzy. Zdawało się jéj, że widzi jakiś piekielny umysł, nurtujący pod maską téj twarzy, na któréj uwydatniły się jakieś straszne walki. Ale piorun nie jest tak prędkim, ani śmierć tak szybką, jak szybkim był przepływ tych wrażeń przelotnych. Pani du Gua przybrała znowu spokojny swój, wesoły wyraz, tak że Fanszeta zwątpiła o swéj przenikliwości. Niemniéj jednak, odgadłszy w kobiecie téj gwałtowność, co najmniéj równą gorącéj krwi panny de Verneuil, zadrżała, przewidując straszne walki, jakie wyniknąć mogły pomiędzy dwoma umysłami tego rodzaju, i mrowie przeszło ją, gdy widziała, jak panna de Verneuil, zbliżając się do młodzieńca, patrząc nań tym wzrokiem namiętnym, który przejmuje i upaja, ujęła go za obie ręce i przyciągnęła ku sobie z giestem pełnym zalotności.
— A teraz, przyznaj się pan — rzekła starając się czytać w jego oczach — pan nie jesteś obywatelem du Gua Saint-Cyr.
— I owszem, pani.
— Ależ i on i jego matka zostali onegdaj zamordowani.
— Bardzo mi to przykro — odrzekł śmiejąc się. — Jakkolwiek jest jednak, niemniéj pani jestem obowiązany i nazawsze zachowam tę wdzięczność w mojém sercu, pragnąc tylko sposobności okazania jéj pani.
Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/83
Ta strona została skorygowana.